roswell.pl - polski wortal roswelliański. Wszystko o serialach Roswell a także Lost, nowości, fan-fictions, multimedia, tętniące życiem Forum, a także szczypta informacji o UFO.


HEAT WAVE - TRANSKRYPT POLSKI

Zobacz także:[Opis]   [Transkrypt - Eng]   [Transkrypt - Pl]   [Napisy]   [Co sądzisz?]

[Odcinek rozpoczyna się w kafejce w nocy. Maria sprząta kafejkę na dole a Liz uczy się u góry. Liz je pączka i idzie do lodówki po mleku, lecz tam dużo jego nie zostało. Widzimy jak Maria spogląda się na wejście kafejki - a tam Michael patrzył się co ona robi. Maria otwiera więc mu drzwi i Michael wchodzi. Maria z Michaelem zaczynają się całować. Liz, która schodzi na dół po cos do picia słyszy dźwięki i powoli zbliża się do głównej części restauracji i widzi Marie i Michaela razem jak się całują.]

[Rozpoczęcie odcinka piosenką Dido "Here With Me".]

Dj[w radiu, podczas gdy Liz się kąpała.]: Zaczyna się kolejny dzień tych dziwacznych, grudniowych upałów. Aż 33 stopnie.

VOICEOVER: Jest 2 grudnia. To ja Liz Parker a te upały sprawiły, że wszyscy poszaleli.

[Liz idzie szkolnym korytarzem i widzi, że bardzo dużo osób się całuje.]

VOICEOVER: Gorączka rośnie, topi, gotuje, pali. A ja patrzę na jej efekty i zdaje sobie sprawę, że mnie ona nie dotyczy. Ze utknęłam w miejscu.

[Widzimy Marie i Michaela w składziku, całujących się.]

Maria[do Michaela.]: To takie nietypowe.

[Liz wychodzi z klasy i wpada na Kyla z jakąś dziewczyną.]

Kyle[do Liz.]: Znasz Vicky Delaney?

Liz: Jasne. [do Vicky.] Co słychać?

Vicky: Super. W piątek idziemy na imprezę, też powinnaś przyjść.

Kyle[do Vicky.]: To nie w stylu Liz.

Liz: Impreza?

Vicky: W starej mydlarni.

Liz: To legalne?

Kyle:[do Vicky.]: Widzisz, mówiłem.

Liz: Bardzo podoba mi się ten pomysł. Może się tam spotkamy?

Vicky[do Kyla.]: Mówiłam ci , że jest w porządku.

Liz: Na razie.

[Liz odchodzi od Kyle i widzi, że Alexa zaproszono do biura dyrektora przez Valentiego.]

Valenti[do Alexa.]: Więc razem z panią Topolsky...

Alex: Przeglądaliśmy mój program zajęć.

Valenti: Nie zachowywała się dziwnie?

Alex: Nie.

[Liz szuka Maxa wszędzie i znajduje do w bibliotece.]

Liz[do Maxa.]: Szukałam cię wszędzie. Widziałam jak Valenti rozmawiał z Alexem w pokoju dyrektora.

Max: O czym?

Liz: Nie wiem i zastanawiam się czy Alex mi powie.

Max: Przepraszam.

Liz: To nie twoja wina. Po prostu trochę się martwię. Nie rozmawia ze mną ani z Marią. Nigdy wcześniej taki nie był. Ale mam też dobre wieści. Kyle chodzi z Vicky Delaney. Może przestanie być w końcu taki podejrzliwy. To chyba coś poważniejszego, w piątek idą razem na tą imprezę w starej mydlarni. [po chwili gdy popatrzyła na jedną parę, która się całowała.] Zabawne, ludzie łączą się w pary. [Max odwraca się żeby zobaczyć o co Liz chodziło.] Zauważyłeś coś dziwnego w zachowaniu Michaela?

Max: Jak to?

Liz: Sposób w jaki traktuje Marię. Zauważyłeś jakieś zmiany?

Max: Chcesz powiedzieć, że do czegoś między nimi doszło?

Liz: Tego nie twierdzę. [po chwili namysłu.] A czy to by było złe?

Max: Tak, tzn. nie wiem.

[Na zewnątrz biura Topolsky mama Marii {Amy} robi scenę.]

Amy[do Sekretarki.]: Chcę rozmawiać z kierownictwem i to nie w przyszłości, żądam natychmiastowej rozmowy.

Sekretarka: Zobaczę co mogę zrobić.

[Amy odwraca się i widzi Valentiego.]

Amy[do siebie.]: O rany.

Valenti: Amy De Luca. Już cię wypuścili?

Amy: Bardzo śmieszne.

Valenti: Co tu robisz?

Amy: Pani Topolsky zaprasza mnie, żebym przyszła tu porozmawiać o przyszłości Marii. A kiedy przychodzę mówią mi, że zniknęła. Ledwo sobie wykroiłam odrobinę wolnego czasu.

Valenti: Ja też samotnie wychowuje syna. Wiem jakie to trudne.

Amy: Nareszcie coś nas łączy.

Valenti: Złe miłego początki.

[Amy i Valenti rozchodzą się w przeciwnych kierunkach.]

[Tymczasem Liz stara się porozmawiać z Alexem, który idzie do swojego roweru, nie zwracając zupełnie na nią uwagi.]

Liz[do Alexa.]: Daj mi szansę. Porozmawiajmy.

Alex: Czego chcesz? Więcej krwi, moczu a może nerkę?

Liz: Chce się pogodzić.

Alex: Wcale nie. Chcesz chronić Maxa przed tym... sam nie wiem czym? To nie jest przyjaźń.

Liz: Nieprawda.

Alex: Miałaś mi powiedzieć, zaufałem ci.

Liz: Wiem.

Alex: Więc powiedz teraz, powiedz i wszystko będzie w porządku.

Liz: Nie mogę.

Alex: Gdyby kilka tygodni ktoś zapytał mnie za kogo poza rodzicami oddał bym życie, powiedziałbym że za ciebie a teraz czuję, że cię w ogóle nie znam.

Liz: Chce ci o tym powiedzieć ale... to nie jest moja tajemnica. O czym rozmawiałeś z Valentim?

Alex: Chce ci powiedzieć ale to nie jest moja tajemnica.

[Alex odjeżdża swoim rowerem.]

[Następna scena rozgrywa się następująco: Liz rozmawia z Marią w damskiej ubikacji. A Max z Michaelem w męskiej ubikacji.]

Liz: Co ty wyprawiasz?

Maria: Nic.

Liz: Wkładasz golf w 40-stopniowy upał?

Maria: Co z tego.

Liz: Spróbuj tego[daje jej jakiś krem.]. Wczoraj widziałam co robiłaś z Michaelem.

Max: Co słychać.

Michael: Może być.

Max: Chce o czymś z tobą pogadać. Chodzi o ciebie i Marię. Chyba do niczego między wami nie doszło?

Maria: Tylko się całowaliśmy.

Liz: Pewnie sobie myślisz a co tam, w końcu wszyscy wokół się zakochują, a jeszcze tan upał.

Michael: Powiedziałem sobie a co tam. Nie wiem o czym myślałem.

Max: Mieliśmy wspólnie omawiać każdy taki wyskok.

Michael: Wybacz ale kiedy mam ochotę na wyskok nie myślę o tobie.

Max: Musimy nad tym panować. Wiem, że to tylko pocałunek ale...

Michael: To coś dużo więcej.

Max: Jak bardzo?

Michael: Nie wiem. Tak mi z tym źle i tak dobrze.

Liz: Dobrze ci z tym? Co się dzieje? Ty i Michael, Kyle i Vicky, najgorsze że nie wiem jak daleko to zaszło, tylko rozmawiacie czy też...

Maria: Jasne, że rozmawiamy.

[Maria i Michael całują się w innym pokoju.]

Maria: Może o czymś porozmawiamy?

Michael: O czym?

Maria: Wciągnąłeś mnie tu, może wypowiemy choć zwroty grzecznościowe.

Michael: Co słychać?

Maria: Świetnie, a u ciebie? Słyszałeś o imprezie w starej mydlarni?

Michael: Chyba.

Maria: Idziesz?

Michael: Nie wiem.

Maria: Nie wiesz?

Michael: Do piątku jeszcze szmat czasu.

[Amy De Luca tymczasem stara sprzedać pałeczki koktajlowe w kafejce Crashdown Jeffowi Parkerowi, ojcu Liz.]

Jeff[Do Amy.]: A to?

Amy: Pałeczki koktajlowe, ludzie to lubią. A ten świeci w ciemnościach.

[Valenti wchodzi.]

Amy[do Szeryfa.]: Szeryf?

Valenti: W twoim sklepie powiedziano mi, że cię tu znajdę.

Amy: Coś się stało?

Valenti: Nie to raczej... [do Jeffa.] coś osobistego.

[Pan Parker zostawia Amy De Luca i Valentiego samych.]

Valenti[do Amy, gdy Jeff już odszedł.]: Wiem, że od dnia w którym to się stało minęło dużo czasu. Chciałem tylko żebyś wiedziała, że wykonywałem jedynie swoją pracę.

Amy: Doceniam , że to mówisz. Ale to zaważyło na całym moim życiu.

Valenti: Złamałaś prawo. Przeszkadzałaś uczciwym ludziom w pracy.

Amy: Ci uczciwi ludzie niszczyli 200-letnią perełkę indiańskiej architektury, pozbawiali to miasto jego historii.

Valenti: Jeśli ktoś chciał to zburzyć to właśnie sami Indianie.

Amy: Nie o to chodzi.

Valenti: W pewnym sensie o to.

Amy: Było tam ponad 20 osób, czemu wybrałeś mnie 18-letnią dziewczynę?

Valenti: Wpadłaś mi w oko. [po chwili.] Nosiłaś te cowboyskie wysokie buty i mini spódniczkę. A ja musiałem kogoś aresztować, więc...

Amy: Brak mi słów. Chyba się obrażę. Patrzysz właśnie na urażoną kobietę. To pewnie ten upał.

Valenti: Chciałem cię przeprosić. Miło cię znów zobaczyć.

[Maria nadchodzi z tyłu i przerywa im pogawędkę.]

Maria[do matki.]: Mamo, co tu robisz?

Amy: Witaj. Znasz Jima?

Maria[patrząc się na Valentiego.]: Jima?

[Tymczasem Liz i Isabel malują sobie paznokcie u nóg.]

Liz[do Isabel.]: A co z chłopakami? Odnoszę wrażenie, że wszystkich okręciłaś sobie wokół palca. Ale chyba nie wchodzisz w żadne związki?

Isabel: Wypytywałaś o mnie?

Liz: Po prostu zastanawiałam się czy jest powód, dla którego nie chcesz się z kimś zadłużyć. Czy to dlatego, że...?

Isabel: Bałaś się kiedyś odsłonić przed kimś, pozwolić zobaczyć komuś jaka jesteś naprawdę?

Liz: Jasne.

Isabel: Pomnóż to teraz przez milion.

Liz: No tak.

[Isabel spogląda się na Liz i widzi, że już nie ma w butelce lakieru. Dotyka palcem jednego z jej sandałów.]

Isabel: Otwórz rękę.

[Isabel napełnia jej butelkę z lakierem, jest on w takim samym kolorze jak sandały Liz.]

Isabel: Przynajmniej mamy te głupoty. A jak tam Alex?

Liz: Jest zgnębiony.

Isabel: Myślisz, że nas sypnie?

Liz: Wiele bym dała żeby dowiedzieć co się dzieje w jego wnętrzu.

Isabel: Ja się dowiem.

Liz: Jak to?

Isabel: Nieważne.

[Isabel chce iść spać i używa swoich zdolności żeby dostać się do snu Alexa. Dotyka jego zdjęcie i zasypia. Budzi się w śnie Alexa i idzie za nim do jakiejś sali. Alex czeka na swoją randkę{chodzi mi o partnerkę oczywiście.} i ku zdziwieniu Isabel jest nią sama Isabel.]

Piosenkarka[widząc, że Alex chciał włożyć płytę do magnetofonu.]: Muzyką zajmiemy się my.

Wymarzona Isabel[do Alexa.]: Cześć. Dzięki za zaproszenie.

Alex: cała przyjemność po mojej stronie.

[Zaczyna tańczyć z wymarzoną Isabel, a ta prawdziwa Isabel która była w jego śnie nie może uwierzyć własnym oczom. Alex ubrany był w smoking a Isabel miała piękną sukienkę.]

Wymarzona Isabel[do Alexa.]: Co o mnie myślisz?

Alex: Że to wspaniałe ciało ukrywa w sobie jeszcze wspanialsze wnętrze. Ale chyba niewielu ludzi może je poznać, prawda?

Wymarzona Isabel: Tak.

Alex: Zbyt boisz się je pokazać? Mnie możesz.

Wymarzona Isabel: Naprawdę?

Alex: Tak.

[Alex i Wymarzona Isabel całują się i Isabel nie może uwierzyć własnym oczom. Postanawia się obudzić.]

[Następnego dnia Max kłóci się z Isabel o tym , że weszła do snu Alexa.]

Max[do Isabel.]: Jak mogłaś?

Isabel: Musiałam się dowiedzieć czy nas nie wyda.

Max: I co?

Isabel: Wszystko było rozmyte.

Max: Ale udało ci się wejść?

Isabel: Owszem

Max: I co? Co mu się śniło?

Isabel: To złożona jednostka, o złożonym charakterze.]

Max: Dobrze się czujesz?

Isabel: Tak, czemu?

Max: Dostałaś wypieków, zarumieniłaś się.

Isabel: To ten upał. Posłuchaj, spacer po czyjejś podświadomości to nie nauka ścisła.

Max: Chcesz o czymś porozmawiać? Coś się tam wydarzyło?

Isabel: Sama dam sobie radę z Alexem. Z nas wszystkich tylko ja jedna wiem czego mu potrzeba. Odrobinę staromodnego uroku.

Max: Na pewno?

Isabel: Tak.

Max: I nad wszystkim...

Isabel: Panuje.

[Max idzie do męskiej ubikacji i widzi Michaela czekającego.]

Max[do Michaela.]: Co się dzieje? Maria?

Michael: Sprawy się skomplikowały. Nagle chce wiedzieć co robię po szkole?, pyta mnie co czuje? A teraz jeszcze chce iść na tę imprezę.

Max: Do mydlarni?

Michael: Szkolny składzik już jej nie wystarcza. Nie chce żeby się rozniosło. Powinna to wiedzieć. W dodatku cały czas męczy mnie świadomość, że to kim jestem może jej wyrządzić krzywdę.

[Max szuka Liz i znajduje ją w laboratorium biologicznym.]

Liz[do Maxa, który wszedł.]: Staram się skojarzyć te dwa ślimaki. No dalej.

Max: Może jeden z nich jest gejem?

Liz[widzi, że Max poważnie się na nią patrzy.]: Kiedy powiedziałeś, że nie możemy być razem, że jesteśmy inni, pogodziłam się z tym. Myślałam, że to jest po prostu fizycznie niemożliwe, kiedy jednak zobaczyłam, że Maria i Michael... bardzo mnie to zabolało. Dlaczego oni mogą a my nie?

Max: Tak naprawdę obawiam się nie tego, że spróbujemy i coś nie wyjdzie, ale tego że spróbujemy i wyjdzie wspaniale. Boje się tego co mógłbym wtedy czuć, bo wiem że nie tak to miało wyglądać, i że gdzieś w głębi duszy będziemy się wzajemnie krzywdzić. Ja mogę z tym żyć ale nie chce krzywdzić ciebie.

Liz: Ale jeszcze się nie zdecydowałeś?

[Uwaga zbliżają się do siebie Liz gila Maxa po ręce.]

Max: Chyba nie.

[Chcieli się już pocałować ale w ostatniej chwili weszła nauczycielka biologii.]

Nauczycielka: Liz. Jak tam postępy w kojarzeniu.

Liz: Jak do tej pory świetnie.

[Isabel znajduje tymczasem Alexa na korytarzu szkolnym przed automatem do picia, akurat kupował Alex sobie cos do picia.]

Isabel[do Alexa.]: Cześć Alex.

Alex: Cześć.

Isabel: Fajnie wyglądasz.

Alex: Naprawdę? Dzięki.

Isabel: Dziś wieczorem jest ta impreza. Interesuje cię to?

Alex: Jasne. Powiesz mi jak było[chciał już odejść.].

Isabel[do odchodzącego Alexa.]: Czy interesuje cię pójście? Czekam na miejscu o 8.00 [ w tym momencie odpina ostatni guzik od jego koszuli i odchodzi.]

[Tymczasem w mydlarni wszyscy tańczą rave. Liz spotyka Marie]

Liz[do Marii.]: Nie widziałaś gdzieś Maxa?

Maria: Nie. [zauważyła, że Michael się patrzy w oddali na nią.]Pogadamy później.

[Maria odchodzi i idzie do Michaela, a Liz widzi Alexa, który przeszedł obok niej.]

Liz: Alex!

[Nagle wchodzi grupa punków. Jeden z nich do drugiego

Punk: Dobra, rozbudźmy trochę towarzystwo.

[Punkowie podłączają swój sprzęt grający.]

[Tymczasem Alexowi udało się w końcu znaleźć Isabel.]

Alex: Isabel.

Isabel: Wyglądasz super[odpina mu znowu ostatni guzik od koszuli tak jak zrobiła to w szkole.].

Alex: Ty też. Podobasz mi się w czerwieni.

Isabel: Wiem.

[Alex czegoś chyba nie rozumie.]

Alex: Słuchaj, żeby od razu to wyjaśnić. Jakimi motywami kierowałaś się zapraszając mnie tu, dla towarzystwa czy też chcąc otworzyć mi oczy na świat?, co oczywiście mi się przyda. Pytam z czystej ciekawości.

Isabel: Pójdziemy gdzieś?

Alex: Gdzieś?

Isabel: Pogadać.

Alex: A, jasne.

[Punkowie podłączają swój sprzęt grający i daje tam parę spięć.]

Punk: Ale czad.

Octavio[był to też Punk. Zauważył Liz czekającą na Maxa, podchodzi więc do niej.]: O jacie.

Octavio[do Liz.]: Próbowałaś kiedyś galaretki?

Liz: Nie, dzięki.

Octavio: Spróbuj, rozkręcisz się. A potem moglibyśmy razem pooglądać gwiazdy.

[Uwaga, nadchodzi Max.]

Max[do Octavio.]: Powiedziała nie.

Octavio[do Maxa.]: Nie wiedziałem, że jest zajęta.

Liz[do Maxa gdy Octavio już poszedł sobie.]: Bałam się, że zmieniłeś zdanie.

Max: Zbyt długo na to czekałem.

[W innej części mydlarni, Maria rozmawia z Michaelem.]

Maria[do Michaela.]: Cały wieczór udajesz, że mnie nie widzisz. Nie chcę powiedzieć, że to co jest miedzy nami to ta jedna jedyna miłość. Sama nie wiem co to jest. Nie rozumiem tylko czemu mnie unikasz. To boli.

[Michael jest cicho.]

Maria: Dobra cześć.

[Maria chciała już odejść ale Michael ją zatrzymał.]

Michael[do wychodzącej Marii.]: Ja po prostu tego nie robię.

Maria: Czego?

Michael: Nie angażuje się tak.

Maria: Ja się wcale nie angażuje.

Michael: Owszem.

Maria: Wtedy w kafeterii zaangażowałeś się i to jak.

Michael[po chwili namysłu.]: Nie mogę. Jestem sam i tak ma pozostać. Może w ogóle nie trzeba było tego zaczynać.

Maria[trochę rozczarowana.]: Duszno mi.

[W innej części mydlarni Alex i Isabel rozmawiają.]

Isabel[do Alexa.]: Naprawdę porządny z ciebie gość.

Alex: Dzięki.

Isabel: Większość facetów, z którymi miałam do czynienia robiła wszystko żeby mnie upokorzyć. Ty jesteś inny [Alex patrzy się na Isabel, która trzyma go za rękę.].

Alex: Naprawdę? Tzn. jasne jestem. Wcale nie patrzę na ciebie w ten sposób. Co nie znaczy, że nie chciałbym...[Alex nie kończy zdania.]

Isabel: Chyba wiem co czujesz.

Alex: Naprawdę?

Isabel: Dlatego też myślę, że mogę ci zaufać. [Alex jest zdziwiony.]Że wszyscy możemy: Liz, Max.

Alex[chyba trochę rozczarowany.]: A więc o to chodzi. Przyprowadziłaś mnie tu chcąc sprawdzić co powiedziałem Valentiemu. A ja myślałem... Dureń ze mnie [Alex odchodzi.].

[Tymczasem Liz i Max dobrze się bawią gdy przechodzą przez sale gdzie wszyscy tańczyli, a potem idą na świeże powietrze i obok kabli, które się powoli paliły.]

[W mieście tymczasem Valenti i Amy De Luca jedzą razem kolację w jakiejś restauracji.]

Amy[do Szeryfa.]: Zdenerwowałam się kiedy ta Topolsky do mnie zadzwoniła. Maria i ja ostatnio trochę się od siebie oddaliłyśmy.

Valenti: To podobnie jak ja z Kylem. Zanim rozstałem się z Michelle...

Amy[przerywa Valentiemu zdanie.]: No właśnie. Maria opowiadała mi o każdym szczególe swojego życia a teraz milczy. Choćby ta cała sprawa z Alexem... [Valenti jest zdziwiony.] Whitmanem. Maria, Liz i Alex kiedyś byli nierozłączni, wszędzie chodzili razem a teraz prawie się do niego nie odzywa i nie mówi mi dlaczego.

[Podchodzi do ich stolika kelner z telefonem.]

Kelner[do Valentiego.]: Telefon do pana.

Valenti[gdy już odkładał słuchawkę.]: Zaraz tam będę.

Valenti[do Amy, gdy już odłożył słuchawkę.]: Wybacz to naprawdę ważna sprawa.

Amy: W porządku.

[Valenti odchodzi od stolika, w który siedział i zostawia Amy samą.]

[Max i Liz są na zewnątrz i rozmawiają. Chcieli być sami.]

Max[do Liz.]: Tu będzie spokojniej.

Liz: I ciszej. Miejmy nadzieje, że nic nie wybuchnie.

[Gdy Max chciał pocałować Liz, widzi ich Kyla i przeszkadza im. Kyle wcześniej całował się z Vicky Delaney.]

Kyle[do Maxa i Liz.]: Cześć, dobrze się bawicie?

[Tymczasem nagle nadjeżdżają wozy strażackie, gdy Max to widzi postanawia się stamtąd zmyć w wszystkimi.]

Max[do Liz.]: Chodźmy stąd.

[Liz i Max idą z powrotem do mydlarni żeby poszukać Michaela i Isabel.]

Max[do Liz.]: Znajdźmy Michaela i Isabel.

[Liz szuka Isabel i Michaela i wpada na Alexa.]

Liz[do Alexa.]: Gdzie Isabel?

Alex: Co się dzieje?

Liz: Uciekamy.

Punk: Trzymajcie.

[Tymczasem w tym momencie Punk dał Alexowi i Liz po butelce jakiegoś koniaku chyba Jacka Danielsa, lecz niestety zaraz świeci w nich latarką Valenti{gdyż było tam pełno dymu} i aresztuje ich za posiadanie alkoholu.]

Valenti[do Liz i Alexa.]: Wy dwoje pójdziecie ze mną.

[Max patrzy się na to zdarzenie z Michaelem i Isabel i po chwili Isabel i Michael idzie a Max jeszcze chwile patrzy się na Liz, tymczasem Liz patrzy się na Alexa i Maxa, który stał w oddali i potem jeszcze Valenti widzi Maxa i wtedy Max sobie poszedł.]

[Tymczasem w celi, Alex był zamknięty z czterema punkami. A Liz była sama w celi obok. Jeden z punków beka.]

Punk[do tego który bekał.]: Nieźle.

Liz[do Alexa.]: Alex.

Alex: Przestań.

Liz: Przepraszam.

Alex: Nic nie mów.

Liz: Wszystko będzie dobrze.

[Alex wstaje zdenerwowany.]

Alex[do Liz, która stała przy kratach jego celi.]: Zamkniesz się w końcu?

Punk[do Alexa.]: Koleś spoko. Siedziałem tu z dziesięć razy, zaraz przyjadą po ciebie starzy.

Oficer[przyjechali w końcu rodzice po wszystkich. Wywołuje nazwiskami.]: Lyons, Coleman, Kalinowski i Baker do wyjścia. Przyjechali rodzice.

Punk[do Alexa.]: Mówiłem ci. Podobno odsiadka bardzo zbliża ludzi... Kocham cię.

Octavio[do Liz.]: Ja też.

Liz[do Octavia.]: Ja potrzebuję trochę więcej niż dwóch godzin.

Octavio: Na razie.

Liz[do wchodzącego do celi Alexa Valentiego.]: Gdzie nasi rodzice?

Valenti: Zgodzili się ze mną, areszt pomoże wam uświadomić sobie co jest w życiu najważniejsze. [Zwraca się do Alexa.] Może chociaż tobie.

Liz[do Alexa gdy Valenti już wyszedł.]: Nie jest tak źle. Może w końcu wyprostujemy to co się stało.

Alex: Liz, siedzę w więzieniu. Nie chcę więcej kłamać.

[Alex kładzie się na łóżku i przykrywa się kocem.]

[Tymczasem na zewnątrz posterunku policji jeden z punków stara się przekonać ojca o jego niewinności.]

Punk[do ojca.]: To nie nasza wina. Zatrzymali kogo innego.

[Isabel z Maxem czekają aż Valenti wypuści Liz, siedzą w Maxa Jeepie przed posterunkiem policji.]

Isabel[do Maxa.]: Wypuścił wszystkich z wyjątkiem Liz i Alexa. Już po nas.

Max: Będzie dobrze.

Isabel: Trzeba było mu powiedzieć [Max patrzy zdziwiony na Isabel.].

Isabel: O nas. Wiem, że to zabrzmi dziwnie ale jest w nim coś takiego... jest w porządku. Powinniśmy go byli wtajemniczyć.

[Z powrotem w więziennej celi.]

Liz[do Alexa, była cała zmęczona.]: Musimy porozmawiać.

[Alex podnosi koc, którym się wcześniej przykrył.]

Alex[do Liz.]: Odpowiedz mi. To ty zaaranżowałaś tę całą randkę z Isabel?

Liz: Jaką randkę?

Alex: Udawała, że jej się podobam żeby mnie uciszyć.

Liz: Nic o tym nie wiem.

Alex: To podłe, ona jest podła, ona czy ktokolwiek z kim jesteś związana. Mam zamiar powiedzieć Szeryfowi o wszystkim, o zamianie krwi, o odkryciu, że Topolsky była z FBI.

Liz[lekko spanikowana, że Alex powie wszystko Szeryfowi.]: Powinieneś wiedzieć jakie są fakty zanim cokolwiek powiesz.

Alex: Podobno to nie twoja tajemnica.

Liz: Isabel zaprosiła cię nie dlatego, że jest podła, po prostu się boi.

Alex: Czego.

Liz: Tego, że jest inna.

Alex: Oszczędź sobie.

Liz: Max, Michael i Isabel są inni niż my. Gdyby dowiedziała się o tym niewłaściwa osoba mieliby kłopoty.

Alex: Wiem, że nie chodziło o prochy. FBI nie interesowałaby trójka nieletnich ćpunów.

Liz: To nie ma nic wspólnego z narkotykami. Oni nie są stąd.

Alex: A skąd?

[Liz podnosi palec do góry.]

Alex: Co z Wyoming?

[Liz podnosi jeszcze wyżej palec.]

Alex: No dobra z Kanady. No i co FBI stara się ich przyłapać bo są tu obcy?

Liz: Coś w tym stylu. Oni są stamtąd.

Alex: O czym ty gadasz?

Liz[zaczyna płakać.]: To jedyny sposób w jaki mogę ci to przekazać. Ich statek rozbił się tu w 47 roku [Alex nie dowierza.]. Potem 40 lat leżeli w czymś w rodzaju kapsuł inkubacyjnych, z których wyszli jako ludzie. A teraz wszyscy ich podejrzewają. Stąd ta Topolsky i dlatego Szeryf nas aresztował. On wie, że ja też jestem w to zamieszana. Niestety, ale ty również.

Alex: Czy ty się dobrze czujesz?

Liz: Nawet nie wiesz jakie męczarnie przechodziłam, musząc cię okłamywać. Nigdy więcej tego nie zrobię. Obiecuje.

[Przychodzi Szeryf żeby porozmawiać z Alexem i dowiedzieć się co wie.]

Valenti[do Alexa.]: I jak Whitman? Wejdziemy teraz do mojego biura.

Alex: Nie tutaj, jestem gotowy.

Valenti: Dobra. Chce wiedzieć co cię łączy z Liz, Maxem, Michaelem i Isabel? I co się stało z panią Topolsky?

[Alex spogląda się do tyłu na Liz i z powrotem na Szeryfa. Valenti widzi to.]

Alex[po chwili namysłu.]: Jestem gotowy powiedzieć, że jestem niepełnoletni. Mam 16 lat. Co mogę mieć wspólnego ze zniknięciem nauczycielki i dlaczego to wszystko pana tak interesuje.

Valenti: To moja praca.

Alex: Byłem na imprezie i bardzo chętnie zrobiłbym tam coś niezgodnego z prawem, upiłbym się, uprawiał seks ale nic nie zrobiłem.

Valenti: Wszyscy złamaliście prawo bawiąc się na terenie prywatnym. A was przyłapałem z alkoholem.

Alex: Tu nie chodzi o żadną imprezę, prawda? Chce stąd natychmiast wyjść, żądam tego inaczej wynajmę adwokata i wniosę sprawę o nadużywanie władzy w stosunku do nieletniego. Może i mam 16 lat ale znam swoje prawa.

[Liz i Alex wychodzą razem z komisariatu policji, dziękują Alexa zdolnościom "psychologicznym". Liz rozmawia z Alexem o całym wydarzeniu z Szeryfem.]

Liz[do Alexa.]: Jesteś niesamowity.

Alex: To prawda.

Liz: A... jak się czujesz w związku z tym co powiedziałam.

Alex: Część mnie mówi mi, że oszalałaś, druga że pewnie najadłaś się jakiś halucynogennych grzybków ale... w obcych nie wierzę.

Liz: Mnie też było trudno. Nie wierzysz mi, prawda?

Alex: Wierzę, że ty wierzysz i dajmy temu spokój. Uważaj na siebie [ściska się z Liz.].

Liz: Ty też.

Alex: Do jutra.

[Alex odchodzi.]

[Tymczasem Liz jest na swoim balkonie i piszę coś w swoim pamiętniku.]

VOICEOVER: Gorące dni się skończyły, a ja jestem chyba jedyną osobą, która na nich nie skorzystała ale może to i lepiej. O gdybyśmy z Maxem choć raz ulegli pokusie znaleźlibyśmy się w miejscu, z którego prawdopodobnie nigdy nie udałoby nam się wydostać.

[Liz słyszy Maxa, który ją woła podchodzi do końca balkonu i widzi go.]

Max[do Liz.]: Mogę wejść?

Liz: Jasne.

[Max wchodzi po drabinie bardzo szybko.]

Liz[do Maxa gdy już wszedł.]: Imponujące.

Max: Staram się.

Liz: Nie możesz zbyt długo zostać.

Max: Wiem. Chce ci tylko powiedzieć, że sporo myślałem o poprzedniej nocy.

Liz: Ja również.

Max: Kiedy zobaczyłem jak Valenti cię zabiera zdałem sobie sprawę, jak bardzo poznanie mnie negatywnie wpłynęło na twoje życie.

Liz: Wprost przeciwnie.

Max: Dziękuje, że to mówisz.

Liz: Taka jest prawda.

Max: Lepiej już pójdę.

Liz: Czemu?

Max: Bo jeśli zostanę wszystko się zmieni.

Liz: Jak bardzo?

Max: Musiałbym dotknąć twoich miękkich włosów [to też czyni.] i powiedzieć, że przy tobie warto żyć beż względu na to co nas jeszcze czeka.

Liz: A potem?

Max: Potem... musiałbym zrobić to.

[Max daje Liz krótki pocałunek{ich pierwszy}.]

[Odcinek kończy się jak Max i Liz długo i namiętnie się całują na balkonie Liz.]

[Koniec odcinka.]