roswell.pl - polski wortal roswelliański. Wszystko o serialach Roswell a także Lost, nowości, fan-fictions, multimedia, tętniące życiem Forum, a także szczypta informacji o UFO.


RIVER DOG - TRANSKRYPT POLSKI

Zobacz także:[Opis]   [Transkrypt - Eng]   [Transkrypt - Pl]   [Napisy]   [Co sądzisz?]

[Zaczyna się od tej samej sceny co zeszły odcinek. Czyli wszyscy są w tajnym przejściu i słyszą, że ktoś idzie.]

[Michael przebiera w papierach, które tam były. A ktoś w górze chodzi i szuka ich.]

Michael: Skoro i tak mają nas złapać, przynajmniej poznam prawdę przed nimi.

[Tymczasem Max także zaczyna przebierać w papierach, Topolsky widzi zamek w ścianie, postanawia go otworzyć. Valenti się budzi ale gdy patrzy, że go Topolsky uderzyła to udaje dalej nieprzytomnego.]

[Liz i Maria obserwują czołgającą się mysz i Liz znajduje tunel, który prowadzi na zewnątrz.]

[Michael i Max obserwują, że klapa do ich tajnego przejścia otwiera się.]

Liz: Szybciej.

[Wszyscy wychodzą szybko przez tunel, Isabel widzi jeden wisiorek i zamyśliła się przez niego chwilę. Bierze go.]

[Topolsky znajduje się już w pomieszczeniu i widzi tunel, przez który uciekła grupa nastolatków. Wszyscy odjeżdżają, gdy głowa Topolsky wynurzyła się spod wyjścia z tunelu.]

[Rozpoczęcie odcinka piosenką Dido "Here With Me".]

[Maria wraca z powrotem do domu z Michaelem, podczas gdy Liz z Maxem i Isabel.]

VOICEOVER: 11 listopada. Nazywam się Liz Parker. Logika przestała istnieć. Oto moje plany na poprzedni wieczór: Po pracy kolacja z rodzicami, pół godziny na plotki z Marią, potem geometria, a zamiast tego jazda rozklekotanym Jeepem, włamanie do pomieszczenia jakiegoś dziwacznego budynku, przywłaszczenie jakiś przedmiotów i w ogóle codzienne kontakty z kosmitami. Oto mój świat.

[W samochodzie Marii tymczasem, Maria patrzy się na Michaela.]

Michael: Co?

Maria: Czasami wszystko tak dziwnie się układa. Zawsze miałam cię za rąbniętego, takiego co ma nierówno pod sufitem, żyje bez celu co nie znaczy, że taki nie jesteś. Nie zdawałam sobie jednak sprawy z istnienia tej drugiej połowy.

Michael: Że niby jestem z...

Maria: Też ale nie o tym mówię. Pod tą dziwaczną, niedomytą skorupą kryje się całkiem wrażliwy facet.

Michael: Wracając do tego co wczoraj zaszło między nami, po prostu byliśmy w drodze. Pogadaliśmy i tyle.

Maria: Jasne. [po chwili namysłu.] Zaraz, uważasz że coś między nami zaszło?

[Michael patrzy się na Marię.]

[Tymczasem Isabel szuka w starym albumie i znajduje zdjęcie, które szukała.]

[Wchodzi do pokoju Maxa, który właśnie zaglądał do skrzyni materiałów, które udało im się wziąć.]

Max: O co chodzi?

Isabel: Pamiętasz jak byliśmy z rodzicami na Florydzie?

Max: Jasne. Dostałaś udaru słonecznego a ja skręciłem nogę w kostce.

Isabel: Przedtem jednak siedzieliśmy na plaży. Rysowaliśmy na piasku jakiś symbol. Nigdy wcześniej go nie widzieliśmy ale wspólnymi siłami udało się nam. Skąd go znaliśmy?

Max: O co ci chodzi?

Isabel: Narysuj go. Spróbuj.

Max: Nic nie pamiętam.

Isabel: Rysuj.

[Max rysuje symbol i jak już go narysował Isabel pokazuje mu zdjęcie z takim samym jak rysowali jak byli na Florydzie.]

Max: Jak na to wpadłaś?

Isabel: Znalazłam to w domu Athertona.

[Isabel pokazuje mu wisiorek, który wzięła z domu Athertona.]

[Wchodzi ich matka.]

Pani Evans: Czy ktoś tam jest? Śniadanie. Jesteście wykończeni. O której wróciliście?

Max: Ucząc się straciliśmy poczucie czasu.

Pani Evans: Następnym razem spróbujcie się uczyć w domu.

[Pani Evans całuje dzieci.]

Pani Evans: A teraz chodźcie, bo spóźnijcie się do szkoły.

Isabel[gdy mam wyszła.]: Nie cierpię jej okłamywać.

[W szkole Liz i Maria rozmawiają razem.]

Maria: Michael jest taki dziwny ale taki interesujący. Oczywiście nie dla mnie.

Liz: Oczywiście.

Maria: Zbyt wiele mi przeszkadza. Włosy, charakter, fakt że urodził się w jakieś wylęgarni. [W tym momencie obie się śmieją.]

Liz: Coś cię robili w tym motelu?

Maria: Mówiłam ci nic. [Liz nie daje za wygraną.]Nic fizycznego. Zresztą tego co jest miedzy nami nie da się wypowiedzieć nawet słowami. To typ faceta, który moja mama nazywa wibratorem. Komunikuje się za pomocą wibracji.

Liz: A jakież to wibracje ci wysłał?

Maria: Takie, które...

[Liz widzi Kyla przy swojej szafce.]

Liz[i przerywa jej.]: Muszę pogadać z Kylem.

Maria: Powodzenia. Spotkamy się u Maxa i Isabel. Musimy pogrzebać w tych papierach. Michael powiedział, że wpadną po mnie po szkole.

Liz: No dobra.

[Kyle widząc, że Liz podchodzi do jego szafki.]

Kyle: Miss Texasu?

Liz: Możemy porozmawiać?

Kyle: Nie wiem o czym?

Liz: Na osobności.

[Liz i Kyle idą do składziku. Li wchodząc patrzy czy nikt za]

Kyle: Dziwne. Znów tutaj. Ironia losu. Nasz pierwszy pocałunek. Ostatni dzień przed wakacjami.[Liz na początku nie wiedziała o co chodzi dopiero po chwili.]

Liz: Wspaniały dzień.

Kyle: Nie zaczynaj.

Liz[po chwili]: Chciałam się upewnić czy nic ci nie jest.

Kyle: I to o tym chciałaś rozmawiać? Na osobności? [po chwili.] No więc nic mi nie jest.

[Kyle zaczyna wychodzić.]

Liz: Muszę być pewna, że nie chcesz nikomu powiedzieć o tym co zaszło tej nocy.

Kyle: A ja myślałem, że martwisz się o mnie. Co do diabła tam robiłaś?

Liz: Nie mogę powiedzieć.

Kyle: Prochy?, jakaś sekta? A może seks?[po chwili] Nie martw się, nikomu nie powiem.

Liz: Dziękuje.

Kyle: Ale tylko do czasu kiedy znajdę na niego jakiś haczyk.

[Kyle wychodzi z uśmieszkiem na twarzy.]

[Tymczasem się relaksuje i rozmawia przy tym z agentem Stevensem z FBI przez telefon.]

Topolsky: Panuje nad wszystkim.

Agent Stevens: Czy rozumie pani, na czym polega jej zadanie?

Topolsky: Całkowicie.

Agent Stevens: Proszę powtórzyć.

Topolsky: Słucham?

Agent Stevens: Proszę powtórzyć na czym polega pani zadanie?

Topolsky: Obserwacja celu i stwierdzenie czy zarzuty wysuwane pod jego adresem są uzasadnione.

Agent Stevens: O czymś jednak pani zapomina. Zadanie polegało na obserwacji z ukrycia. [Stevens się powoli denerwuje.]

Topolsky: Działałam z ukrycia.

Agent Stevens: Ogłuszenie Szeryfa to działanie z ukrycia?

Topolsky: Naraził na szwank powodzenie mojej misji.

Agent Stevens[coraz to bardziej wkurzony.]: Pani misji?

Topolsky: Naszej misji.

Agent Stevens: Błąd nie naszej misji, mojej misji [walnął w biurko. Chyba się zakrztusił pączkiem.]. O mało się nie udławiłem. Nowe rozkazy. Zobaczymy czy je pani wykona. Cokolwiek ci smarkacze stamtąd zabrali chce to mieć. Cokolwiek robią chce o tym wiedzieć. Rozumiemy się?

Topolsky[prawie się też zdenerwowała pomimo, że się relaksowała.]: Tak jest.

Agent Stevens: Bez względu na środki. I proszę nie marnować mojego czasu.

Topolsky: Tak jest.

[Szef Maxa - Milton mówi o kawałkach statku{miał jego zdjęcie konkretnie.}, które zostały w ośrodku ufologicznym.]

Milton: Patrzą państwo na kawałek metalu z rozbitego statku. Różni się on od każdego

Ze znanych pierwiastków śladowych występujących na Ziemi. Zgięty, sam odkształca się do pierwotnego stanu. Nie można go stopić ani...

[Valenti podchodzi do niego.]

Valenti: Mogę na chwile przeprosić?

Milton: Państwo wybaczą, za chwilę wracam. [gdy już odeszli.] W czym mogę pomóc?

Valenti: Zna pan faceta o nazwisku Atherton?

Milton: To jeden z pierwszych autorów publikacji o katastrofie, potencjalnej katastrofie. W 55 roku wydał książkę "Pośród Nas".

Valenti: Nie wie pan czy jeszcze żyje?

Milton: Dobre pytanie. Zaginął. Po prostu zniknął. Prawdopodobnie był na tropie jakiś zadziwiających odkryć. Legenda głosi, że został wzięty. Zaginął w 59. Jako osoba zainteresowana tematem kontaktów pozaziemskich mam prawo zapytać. O co chodzi?

Valenti: Pańskie slajdy się palą.

Milton[do turystów]: Proszę nie wstawać.

[Tymczasem Valenti bierze zdjęcie z srebrnym odciskiem dłoni, które miał schowane pod biurkiem i porównuje to ze zdjęciem Athertona z jego książki. Okazuje się, że to ta sama osoba. Wchodzi jeden z oficerów - Owen.]

Owen[gdy już wszedł.]: Szeryfie.

[Max, Michael i Isabel jadą Jeepem do domu Evansów.]

Michael: Będzie sporo to przegrzebania.

Max: Zrobimy to metodycznie.

Michael: W trójkę?

[Max odwraca się i patrzy na Michaela, który siedział na tylnym siedzeniu.]

Michael: Może ktoś mógłby nam pomóc?

Isabel: Ktoś?

Michael: Na przykład ta jak jej tam Maria.

Isabel: Jak jej tam Maria[Max zaczyna się śmiać, Isabel też.]

Michael: Ale powinniśmy to zrobić sami.

Max: Raczej tak.

Michael: Tak myślałem. Tylko, że już jej powiedziałem, że ją zabierzemy. Nalegała. To prawdziwy wibrator[Max i Isabel spoglądają się na niego.]. Wysyła jakieś wibracje.

Max: Ona nie może tego czytać. Tu chodzi o nas.

Michael: Wiem. Zadzwonię do niej. Macie komórkę?

[Isabel wyjmuje swój telefon.]

Isabel: Tylko niech nie gada zbyt długo.

[Jest sporo gapiów przed domem Evansów, także policja.]

Isabel: Co się tam dzieje?

Max: Sprawdźmy. Michael zjeżdżaj.

Isabel: Na pewno chcesz tam jechać?

Max: To nasz dom, nie mamy wyboru. [do Michaela] Spotkamy się w kafeterii.

[Michael wysiada.]

[Max i Isabel podjeżdżają pod dom, gdzie stał /szeryf i rozmawiał ze swoim oficerem.]

Valenti: Mam dla was złe wieści.

Isabel : Mamo.

Pani Evans: Obrabowali nas. To straszne.

Isabel: Kiedy?

Pani Evans: Wpadłam do domu na lunch ale złodziej zdążył już uciec.

Max[do matki.]: Nic ci nie jest?

Pani Evans: Jestem trochę roztrzęsiona.

Max: Co zabrali?

Pani Evans: Telewizor, sprzęt grający. Nie sprawdzałam jeszcze w sypialni.

Isabel: Sprawdzimy nasz pokoje.

[Max sprawdza czy są jeszcze akta Athertona, które wzięli.]

Max[do Isabel]: Zabrali.

Isabel: To nie byli zwyczajni złodzieje. Przyszli tu specjalnie po to.

[Szeryf Valenti staje w drzwiach od Maxa pokoju.]

Valenti: Przepraszam. Mogę sobie wyobrazić jak się czujecie. To okropne. Czy stąd też coś zabrali?

Max: Chyba nie.

Valenti: Ten pokój wygląda gorzej niż cała reszta domu. Jakby tu czegoś szukali[patrzy w tym momencie pod łóżko, tam gdzie były schowane akta.].

Max: Niczego nie zabrali.

Valenti[do Isabel]: A z pani pokoju?

Isabel: Jeszcze nie sprawdzałam.

Valenti: Przyszła pani do pokoju brata zanim trafiła do swojego.

[Pani Evans staje w drzwiach.]

Pani Evans: Dlaczego pan przesłuchuje moje dzieci? To my jesteśmy tu poszkodowani.

Valenti: Chciałem jedynie przygotować się do wszczęcia postępowania. Czasami najmniejsze szczegóły mogą zaważyć na sprawie.

Pani Evans: Rozumiem.

[Isabel wychodzi.]

Isabel: Sprawdzę swój pokój.

[Valenti zostaje w pokoju Maxa i patrzy się na niego.]

[Isabel wchodzi do swojego pokoju i nie widziała, że był tam oficer.]

Owen: Muszę spisać zeznania ale mogę wrócić później.

[Oczy Owena zwróciły się gdy wychodził na wisiorek Isabel, który wzięła z domu Athertona.]

Owen: Skąd pani to ma?[mówił o wisiorku.].

Isabel: Kupiłam na targu. Lubię styl retro. Czemu?

Owen: Nie widziałem tego od czasu gdy wyjechałem z rezerwatu.

Isabel: Może je podrabiają. Z którego rezerwatu?

Owen: Wychowałem się w Mescalero zaraz za miastem.

[Michael widzi, że ktoś go śledzi.]

[Tymczasem Michaela wchodzi do kafejki tylnymi drzwiami i wpada na Marie.]

Michael[do Marii]: Nie rób tego więcej.

Maria: Czego?

Michael: Wystraszyłaś mnie. [do schodzącej po schodach Liz.] Max i Isabel jeszcze nie wyszli?

Liz: A mieli tu być.

[Właśnie weszli.]

Max[do Liz]: Musimy pogadać. Bez świadków.

[Przeszli do innego pokoju.]

Michael: Nie jestem pewny ale chyba ktoś mnie śledził.

Max: Jak wyglądał?

Michael: Wysoki brunet w garniturze, 30 - 35 lat. Patrzył na mnie bardzo podejrzliwie.

Max: Na drodze do Marathon też był taki jeden. Nic nie mówiłem żeby was nie martwić.

Isabel: Co się dzieje? Ktoś się do na włamuje, śledzą nas. Mam dość.

[Max siad koło Isabel.]

Max: Będzie dobrze.

[Michael patrzy się na wisiorek Isabel.]

Isabel[do Michaela.]: O co chodzi?

Michael: Znam to. Ale dlaczego?

Max: Podobnie jak my. To coś z przeszłości.

Isabel: Zabrałam to z domu Athertona.

[Isabel podaje Michaelowi wisiorek.]

Liz: Na pewno coś znaczy.

Isabel: Zastępca Szeryfa pamięta takie z rezerwatu za miastem.

[Michael patrzy się na Maxa jakby w stylu "Musimy Jechać".]

Max[do Michaela.]: Nigdzie nie będziemy wyjeżdżać. Nie możemy ryzykować.

Michael: Musimy.

Max: Nie musimy. Ni teraz.

[Szeryf odwiedza panią Topolsky w szkole. Wchodzi do jej biura.]

Valenti: Nie przeszkadzam?

Topolsky: Zawsze jest pan tu mile widziany. W czym mogę pomóc?

Valenti: Potrzebowałbym pani rady.

Topolsky: Oczywiście.

Valenti: Ktoś wczoraj włamał się do Evansów.

Topolsky: Nikomu nic się nie stało?

Valenti: Nie. Zastanawiam się tylko czy mogłaby mi pani powiedzieć...?

Topolsky: Chodzi panu o moja alibi?

Valenti: Oczywiście, że nie. Zastanawiałem się czy miała może pani jakieś problemy, z którymś z uczniów.

Topolsky[zastanawiając się głęboko.]: Żaden z nich nie zrobiłby czegoś takiego.

Valenti: Tak tylko myślałem. Wiem, że ma ich pani na oku.

Topolsky: To moja praca.

Valenti: Widzę, że podchodzi pani do niej bardzo odpowiedzialnie. Myśli pani o niej w domu, w samochodzie. Obudził mnie dziś potworny ból głowy.

Topolsky: Pewnie źle pan leżał.

Valenti: Na pewno.

[Szeryf nakłada na głowę swój kapelusz i odchodzi.]

[Tymczasem Max słyszy, że ktoś puka do jego okna w pokoju, wstaje żeby je otworzyć.]

Max: Michael, nie pojedziemy...[okazuje się, że jest to Liz.] Co tu robisz?

Liz: Mogę.

Max: Jasne.

[Liz wchodzi przez okno jednak spada prosto na Maxa, który się na nią patrzy.]

Max[do Liz, gdy już weszła.]: Co się dzieje?

Liz: Nie chciałam o tym mówić wcześniej żeby nikogo w to nie mieszać ale pojadę do tego rezerwatu.

Max: Nie możesz. Śledzą nas.

Liz: Może nie tylko śledzą, może to coś więcej. Dziś przyszli po papiery, jutro mogą przyjść po was. Jeśli istnieje możliwość, że te rysunki coś znaczą, musimy wiedzieć co.

Max: Dziękuje, ale nie.

[Liz siada obok Maxa, do tej pory to stała.]

Liz: Uratowałeś mi życie.

Max: Co to ma z tym wspólnego?

Liz: Od tego się zaczęło. Ludzie cię podejrzewają. Gdyby któremu kolwiek z was coś się stało...[Max spogląda się na nią.] nie przeżyłabym tego. [po chwili] Pozwól mi to zrobić.

Max: Powiedziałem nie.

Liz: Nie przyjechałam tu po pozwolenie. Przyjechałam po amulet. Jeśli mi go nie dasz narysuje go sobie i pojadę.

[Liz chciała już wychodzić przez okno, Max ją zatrzymuje.]

[Nakłada jej wisiorek{ten Isabel}.]

Max[był już bardzo blisko niej, prawie jak chciałby ją pocałować.]: Jeśli tylko zacznie się dziać coś dziwnego, cokolwiek wracaj[są coraz bliżej.]

Liz: Obiecuję.

[Liz nadjeżdża do rezerwatu, bardzo późno w nocy. Stoi przy stoisku z wisiorkami i różnego typu pamiątkami. Podchodzi do niej sprzedawczyni z tyłu{całkiem niespodziewanie}.]

Sprzedawczyni: Dla pięknej kobiety piękna bransoletka.

[Daje jej do rąk bransoletkę.]

Liz: Śliczna. Ale ja... szukam czegoś takiego [pokazuje jej wisiorek.] Widziała to pani gdzieś? Może pani wie co oznacza?

Sprzedawczyni: To drzewo mądrości.

Liz: Naprawdę?

Sprzedawczyni: Nie mam pojęcia co znaczy ale wygląda na stare.

[Nagle rękę Liz chwyta mocno inna ręka. Łapie ją za rękę tzw. Rzeczny Pies. Był to Indianin, który tam mieszkał. Patrzy się na wisiorek, który Liz trzyma w ręce.]

Liz[cała przestraszona.]: A pan wie co to...?

[Rzeczny Pies odchodzi.]

Liz[do Sprzedawczyni.]: Kto to był?

Sprzedawczyni: Trzymaj się od niego z daleka.

Liz: Jest tam kto[usłyszała bowiem jakieś dziwne odgłosy.]?

[Liz chciała już wsiadać do samochodu, gdy Rzeczny Pies podchodzi do niej.]

Rzeczny Pies[do Liz]: Daj mi go.

Liz: Kim pan jest?

Rzeczny Pies: Proszę.

[Liz podała Rzecznemu Psu wisiorek, a on nie może od niego oderwać oka.]

Rzeczny Pies[wydawał się trochę przestraszony.]: Skąd go masz?

Liz: Znaleźliśmy to.

Rzeczny Pies: My?

Liz: Nie, ja.

Rzeczny Pies: Kto jeszcze wie?

Liz: Nikt.

Rzeczny Pies: Skąd wiedziałaś jak tu trafić? Śledzili cię?

Liz: Nie. Jakie jest jego znaczenie? Proszę powiedzieć.

Rzeczny Pies[po chwili]: To niebezpieczeństwo, śmierć.

[Następnego dnia w kafejce do Liz mówi jakiś Amerykanin{jakiś Indianiowiec}.]

Liz[do Eddiego{tak się nazywał}]: Słucham?

Eddie: Zjadłbym udko czerwonoskórego.

Liz: No właśnie od miesięcy staram się to wyrzucić z karty.

Eddie: Mój lud będzie wdzięczny. Na imię mi Eddie.

Liz: Mnie Liz.

Eddie: Mam przesłanie od Rzecznego Psa. [Daje jej kawałek wisiorka, który pasował do tego jego. Liz przyłącza ten kawałek.] Czeka na ciebie dziś o 10.00 wieczorem. Przyjedź sama.

Liz: Dokąd?

Eddie: Do rezerwatu. On chce się z tobą spotkać.

[Michael, Isabel i Max jadą wkoło miasta Jeepem i patrzą co i rusz czy nie są śledzeni. Jedzie za nimi samochód jakiś.]

Max: Wciąż jedzie za nami?

Michael: Chyba tak.

Isabel[cała zdenerwowana.]: Chciałabym żeby to już się skończyło.

Michael[do Maxa]: To chyba zły plan.

Max: Plan jest dobry.

Michael: Ja też chcę tam jechać.

Isabel: Spokojnie.

[Wysadzają Maxa przy kinie, gdzie czekała na niego Liz. Jak już go wysadzili to Michael przyśpiesza żeby zgubić pościg.]

Max[do Liz]: Chodźmy.

[Chwile potem w Jeepie.]

Isabel[do Michaela]: Jedź.

Michael: Przecież jadę.

[Max i Liz wychodzą wyjściem z kina i idą spotkać się w umówionym miejscu z Marią. Patrzą jednak, że jej nie ma.]

Liz[do Maxa]: Zdąży, nie martw się.

Max: Nie martwię się.

[Z powrotem w Jeepie, zdaje się, że Michael w końcu zgubi pościg. I tak też się stało.]

Isabel[do Michaela.]: To jakiś koszmar.

[Tymczasem nadjeżdża Maria.]

Maria[do Liz i Maxa]: Wybaczcie, mama się spóźniła.

Liz: Nie ma sprawy.

[Max i Liz odjeżdżają samochodem Marii.]

[Topolsky parkuje i Szeryf za nią.]

Valenti[do Topolsky]: Czy coś pani zgubiła?

Topolsky: A pan zawsze ściga samochody kiedy jest pan po służbie?

Valenti: Tylko kiedy przejeżdżają z prędkością 110 km/h przez 3 czerwone światła i 2 znaki stopu. Jest pani niepoprawna.

Topolsky: Uznam to za komplement.

Valenti: Mógłbym przetrzymać panią w areszcie przez cała noc i dowiedzieć się do czego jest zdolny nowy szkolny pedagog albo zaprosić panią na miła rozmowę.

[Max i Liz dojeżdżają do rezerwatu.]

Max[gdy już wysiadł z samochodu z Liz.]: Dokąd idziemy?

Liz: Miałam tu czekać.

[Podchodzi z tyłu nich Eddie.]

Eddie: Kto to?

Liz: Przyjaciel.

Eddie: Miałaś być sama.

Liz: To bardzo ważne dla nas obojga.

Eddie: Trudno.

Liz: Nie możemy tak po prostu odjechać.

Eddie: Czemu?

Max: Bo ten symbol bardzo wiele dla mnie znaczy.

Liz: To ważne.

Eddie: Przejdziecie sprawdzian, jeśli wam się uda Rzeczny Pies odpowie na wasze pytania.

[Eddie odchodzi na kilka metrów i odwraca się znów do Maxa i Liz.]

Eddie[do Maxa i Liz.]: Idziecie?

[Tymczasem Isabel, Maria i Michael czekają w Crashdown na powrót Maxa i Liz.]

Michael: Co robimy?

Isabel: Czekamy. Wyjechali nie całą godzinę temu.

Michael: To nie może się udać. Tamci pojechali na przejażdżkę, a ja tu siedzę z babami.

Maria: Niektóre dwudziestowieczne{chodziło jej o kobiety żyjące w 20 wieku} kobiety mogłyby uznać twoją uwagę za nieco obraźliwą.

Michael: Czemu?

Isabel: Witaj w Michael-landzie.

[Michael nałożył sobie kawałek ciasta.]

Maria[do Michaela.]: Chyba za to zapłacisz?

Michael: Nie.

Maria: Więc to kradzież.

Michael: To mnie aresztuj.

Maria[do Isabel i Michaela, widząc że oni leją sobie dużo sosu Tabasco po cieście]: Czemu używacie tyle Tabasco?

Michael: Ostro słodkie.

Maria: Tzn.?

Isabel: Uwielbiamy wszystko co bardzo słodkie i bardzo pikantne.

Maria: Spróbuje zapamiętać.

Michael: Spróbuj.

Isabel: Czy to flirt? Czy życie może być jeszcze gorsze? [Isabel wychodzi w tym momencie.]

[Tymczasem Max i Liz idą za Eddiem ale na razie bez rezultatu. Nie spotkali jeszcze Rzecznego Psa.]

Liz[do Eddiego, cała zmęczona.]: Daleko jeszcze?

Eddie: Niedaleko.

Liz[do Maxa, żeby Eddie nie słyszał to trochę ciszej mówi.]: To chyba nie był dobry pomysł.

Max[do Eddiego.]: Dokąd nas prowadzisz?

Eddie: Tutaj.

Liz: Gdzie?

Eddie: Powodzenia

[Eddie w tym momencie odchodzi i zostawia samych Maxa i Liz.]

Liz[do odchodzącego Eddiego.]: Nie zostawiaj nas.

Liz[do Maxa, gdy Eddie już odszedł.]: I co robimy?

Max: "Do diaska".

Liz: O co tu chodzi?

[Liz zauważa jakąś otwartą jaskinię. Postanawiają tam wejść.]

Max: Co to?

[W ciemności Liz została złapana przez kogoś.]

Max: Gdzie jesteś?

[Liz krzyczy, a Max tworzy kulę światła{przy użyciu swoich zdolności} żeby zobaczyć co się Liz stało.]

Max[do Rzecznego Psa.]: Puść ją. Kim jesteś?

Rzeczny Pies: Przeszedłeś test.

[Tymczasem Valenti i Topolsky rozmawiają razem w jakimś barze]

Valenti[do Topolsky]: Nigdy nie pomyślałbym, że pani może pić.

Topolsky: A to czemu?

Valenti: Jest pani okazem zdrowia. Wykształcona, kupuje pani zdrową żywność.

Topolsky: Od dawna mnie pan śledzi?

Valenti: Jakiś czas.

Topolsky: Zauważył pan coś niezwykłego?

Valenti: Poza tym, że agenta FBI przydzielono do naszego Liceum owszem. Nieźle mi pani przywaliła. Dobrze, że nie jestem zbyt wrażliwy.

Topolsky: Czy aby na pewno? Człowiek, który całe życie stara się naprawić błędy ojca mógłby się za takiego uważać.

Valenti: Na pani miejscu nie przejmowałbym się błędami mojego ojca. Sama też pani kilka popełniła.

Topolsky: Na przykład?

Valenti: Pozwoliła im pani uciec.

Topolsky: Im?

Valenti: Nieważne. Poza tym odsłoniła się pani przed miejscowym Szeryfem[Valenti się przy tym śmieje.].

Topolsky: Chyba przyjęliśmy złą taktykę?

Valenti: Zabawne jak nagle wszyscy przyznają się do przyjęcia złej taktyki kiedy zostają zdemaskowani. W każdym razie pomyślałem, że uprzedzę panią zanim zadzwonię do pani zwierzchników, mówiąc że pani wpadła. [Szeryf odchodzi.]

Topolsky[zdążyła jeszcze zawołać Szeryfa, zanim wyszedł]: Jeśli moi zwierzchnicy się dowiedzą zabiorą mi tę sprawę. Odejdę a panu co to da. Może jednak jest sposób żebyśmy to naprawili?

Valenti: Co ma pani na myśli?

Topolsky: Jestem w posiadaniu cennych dla pana informacji. Pan pewnie również ma takie. Możemy się wymienić.

Valenti: Zastanowię się.[Wyszedł.]

[Rzeczny Pies opowiada Maxowi i Liz o tym kosmicie z 1959.]

Rzeczny Pies[do Maxa.]: Znałem kiedyś kogoś takiego jak ty. Nie wiem skąd pochodził ani skąd się tu wziął. Nie wiele mówił. Zaprzyjaźniliśmy się. Po pewnym czasie obdarzył mnie zaufaniem.

Max: Wiesz gdzie go mogę znaleźć?

Rzeczny Pies: Nie widziałem go od 40 lat. Poza mną ufał jedynie Athertonowi. Oddał mu swój amulet, ten sam który macie.

Max: Co się z nim stało?

Rzeczny Pies: Atherton został zamordowany.

Liz: Przez kogo?

Rzeczny Pies: Przez tego człowieka.

Max: Może chciał się bronić? Atherton był maniakiem. Może chciał go wydać, skrzywdzić?

Rzeczny Pies: Zbyt wiele minęło czasu ale kiedy tu przyszedłem Atherton nie żył.

Liz: Kiedy to było?

Rzeczny Pies: W 59 19 listopada.

Rzeczny Pies[do Maxa.]: Chce ci pokazać coś jeszcze. Chodź.

[Tymczasem w kafeterii Maria staje cała podenerwowana, gdyż Max i Liz nie wrócili jeszcze.]

Maria[do Michaela.]: Zbyt długo to trwa.

Michael: Spokojnie.

Maria: Jedźmy tam.

Michael: Będą nas śledzić.

Maria: Więc co...?

Michael: Czekamy.

Maria: Już wiem czemu Isabel poszła, potrafisz tylko pogłębić stres.

Michael: Mieliśmy czekać aż wrócą. Czekam i nie świruje, to ty świrujesz.

Maria: Wcale nie.

Michael: Bez przerwy przesypujesz ten cukier. Przestań doprowadzasz mnie do szału.

Maria: Czekam aż coś powiesz.

Michael: A co mam powiedzieć?

Maria: Cokolwiek. Może, że wszystko będzie dobrze.

Michael: Wcale nie wiem czy będzie.

Maria: Dzięki za pomoc.

Michael[coraz bardziej się denerwuje.]: A co mam robić?

Maria: Nie wiem.

Michael: Więc się zamknij.

Maria: Nie znoszę cię.

Michael: Wzajemnie.

Maria: Proszę o coś co sprawiłoby, że poczułabym się przy tobie jak przy facecie. A co tam najwyraźniej wspinam się na niewłaściwe drzewo.

[Michael całuje Marie po chwili.]

[Gdy się już skończyli całować.]

Michael: To żeby cię uspokoić.

Maria: Dzięki.

[Michael i Maria się rozchodzą. Michael idzie w jedną stronę, Maria w drugą.]

[Tymczasem w jaskini Rzeczny Pies pokazuje Maxowi jakieś malowidła{były to jakieś symbole} na ścianie, które narysował kosmita z 59.]

Max[do Rzecznego Psa o malowidłach.]: To jego robota?

Rzeczny Pies: Tak. Powiedział, że któregoś dnia tu przyjdziesz.

Max[podchodzi blisko do ściany i wpatruje się w te symbole.]: Wydają mi się znajome, jakbym wiedział co znaczą. Nie pamiętam.

Liz[do Maxa, żeby go pocieszyć.]: To pewnie jakiś język.

Rzeczny Pies: Bał się, że go zabiją.

Max: Kto?

Rzeczny Pies: Nie wiem. Czuł, że są bardzo blisko więc musiał odejść. Obiecałem mu, że nikt nigdy o tym się nie dowie, chyba że przejdzie test.

Max: Czy ktoś jeszcze go przeszedł?

Rzeczny Pies: Nikt.

Max: Muszą coś znaczyć. To pewnie rodzaj listu do nas, może ostrzeżenie.

Rzeczny Pies: Może. Musicie już iść.

Max: Możemy tu wrócić?

Rzeczny Pies: Spełniłem obietnicę, niczego więcej się nie dowiesz.

[Max i Liz chcieli już odejść ale Rzeczny pies zatrzymał Liz i coś do niej mówi.]

Rzeczny Pies: Zaczekaj. Nie jesteś jedną z nich? [Max woła Liz]Upewnij się czy zasłużył na zaufanie.

[Max wyciąga rękę za Liz i obaj odchodzą. Odcinek właśnie kończy się na tym, że obaj odchodzą z jaskini, trzymając się za rękę.]

[Koniec odcinka]