roswell.pl - polski wortal roswelliański. Wszystko o serialach Roswell a także Lost, nowości, fan-fictions, multimedia, tętniące życiem Forum, a także szczypta informacji o UFO.


THE MORNING AFTER - TRANSKRYPT POLSKI

Zobacz także:[Opis]   [Transkrypt - Eng]   [Transkrypt - Pl]   [Napisy]   [Co sądzisz?]

[Początek odcinka]

[Liz pisze cos w pamiętniku]

VOICE OVER: 27 Września. Nazywam się Liz Parker I już nigdy nie będę patrzeć w niebo tak jak kiedyś. Zresztą nic już nie będzie takie samo. Co miał na myśli Max Evans gdy mówił: "do zobaczenia w szkole" Czy miało to być : "tęsknie do chwili, w której cię zobaczę" czy zwykłe "do jutra". O czym on teraz myśli. Czy podobnie jak ja zastanawia się jaka czeka nas przyszłość? Jeśli w ogóle cos nas czeka.

[Nagle przejście do sceny gdy Max śpi, aż usłyszał dziwek otwieranego ona. Otwiera oczy, powoli bierze swój kij baseballowy. Już miał się rzucić na intruza a okazuje się, że jest nim Michael]

Michael: Przestań, nie bij.

Max: Pokłóciłeś się z Hankiem?

Michael: Nie mogłem zasnąć.

[Max wyjmuje Michaelowi jego śpiwór, lecz ten nie wykazuje chęci do spania]

Max: Ja spałem.

Michael: Dziwne.

Max: Co?

Michael: Spisz spokojnie, wiedząc że gdzieś tam jest klucz do naszego istnienia. Zdjęcie, które Valenti pokazał Liz dowodzi, że 59 - 12 lat po katastrofie był tu ktoś podobny do nas. Wie skąd pochodzimy, może tez wie jak możemy tam wrócić.

Max: Rozumiem cię i wierz mi ja również chciałbym się dowiedzieć ale to Szeryf ma zdjęcie. Nigdy go nam nie pokaże.

[Rozpoczęcie odcinka piosenką Dido "Here With Me".]

[Michael patrzy jak najłatwiej dało by się wejść do biura Szeryfa. Jednak nadjeżdża Szeryf i Michaela płoszy.]

[Kafejka Crashdown - Liz i Maria przygotowują się do pracy.]

Maria: Nic o nich nie wiemy. Może maja metr wzrostu, są śliscy i zieloni.

Liz: Może.

Maria: A te zdolności? Może jednym zmarszczeniem nosa potrafią nas zamienić w pył?

Liz: Może.

Maria: Podziwu godna lekkomyślność. Obudź się Liz!!!, To kosmici.

[Liz zamyka Marii buzie swoja ręką, gdyż inny pracownik wchodzi]

Liz: Możesz nie wypowiadać tego słowa?

[Kafejka Crashdown od przodu.]

Maria: No wiec nie wiemy nic o tych... "CZECHOSŁOWAKACH" Czy to dobrzi czy źli Czechosłowacy? Wiemy tylko, że nie mają paszportu.

[Alex wychyla się.]

Alex: Co za "CZECHOSŁOWACY"? [ po chwili] O kim mówicie?

[Obie jednocześnie]

Maria: O chłopaku ze sklepu żelaznego.

Liz: Tym nowym uczniu, który tam pracuje.

Alex: I co z nim?

Maria: Nic.

Alex: Super.

[Liz i Maria odchodzą.]

Maria: Czechosłowak na 9. [ gdy zobaczyła, że to Michael] Ciarki przechodzą mi po plecach.

[W klasie od geometrii, Liz rozmawia z kilkoma dziewczynami a Max siedzi niedaleko niej.]

Liz(VOICE OVER jak spojrzała się na Maxa) : O Czechosłowakach można na pewno powiedzieć jedno. Ich oczy są pełne uczucia.

Koleżanka Liz: Z całą pewnością to nie jest Pan Singer.

[Wchodzi Pani Topolsky, gdy akurat dzwonek zadzwonił.]

Topolsky: Nazywam się Kathleen Topolsky i przez kilka dni będę zastępować pana Singera. [po chwili] Sławne Roswell a stanie Nowy Meksyk. Zanim zabierzemy się do pracy zadam wam pytanie. Czy ktoś z was wierzy w kosmitów?

[Klasa się śmieje, a Max spogląda się na Liz]

Topolsky: No dobrze. Do roboty. Bartley?

Bartley: Obecny.

Topolsky: Colins? Evans? Guerin? Czy jest z nami Michael Guerin? Ktoś wie co się z nim dzieje?

[W tym momencie cala klasa spogląda się na Maxa.]

Topolsky: Max Evans? Wiesz co się dzieje z Michaelem?

Max: Michael jest "na bakier" z geometrią.

[Klasa zaczyna się śmiać.]

Topolsky: No cóż... Spróbuje to zrozumieć. Otwórzmy książki na stronie 228.

[Po lekcji na korytarzu.]

Max [do Liz] : Co słychać?

Liz : W porządku. Wszystko jest jak gdyby nigdy nic. [po chwili zastanowienia] Czy to nie było dziwne? Od razu zwróciła się do ciebie. Wiesz dlaczego?

Max: Sprawdzała obecność.

Liz: Jasne.

Max: Nie przejmuj się tak. Nikt nie podejrzewa Michaela. Chodzi o mnie.

[Isabel idzie z tyłu nich.]

Isabel: Cześć Liz. [do Maxa] Musimy lecieć.

[Komisariat Policji. Wchodzi Szeryf Valenti i zauważa cos dziwnego - mężczyzna w garniturku siedzący na holu]

Agent Hart: Dzień Dobry.

[Valenti podąża do Sierżanta]

Valenti: Kto to?

Oficer: FBI. Agent... Hart.

Valenti: Z kim chce rozmawiać?

Oficer: Z tego co wiem z nikim.

Valenti: Więc co tu robi?

Oficer: Chyba nic. Siedzi tak od 7 rano.

Valenti: Hanson spytałeś go o cel wizyty?

Oficer: Owszem, powiedział, że dostał taki rozkaz i żebyśmy sobie nie przeszkadzali.

Valenti: A ty po prostu... No dobra.

[Valenti podchodzi do agenta]

Valenti[do agenta]: Szeryf Valenti. Czy mogę zobaczyć legitymacje?

Agent Hart: Proszę wybaczyć najście. Dostałem rozkaz. Proszę sobie nie przeszkadzać.

Valenti: Widzi pan... kłopot polega na tym, że mając u boku agenta federalnego nie potrafię sobie nie przeszkadzać.

Agent Hart: Dostałem rozkaz siedzenia na tym krześle dopóki mnie ktoś nie zwolni.

Valenti: Mój posterunek nie podlega jurysdykcji FBI, nie chcąc zmuszać pana do łamania rozkazu proszę o wyniesienie krzesła na zewnątrz budynku.

[Na terenie szkoły Liz i Maria jedzą lunch.]

Liz: Czyżby tylko podawała się za nauczycielkę?

Maria: Nikt nie jest tym za kogo się podaje. Ale co masz na myśli?

Liz: Nieważne.

Maria: ...że jest szpiegiem?

Liz: Przestań.

Maria: To się zdarza.

Liz: Wariatka.

Maria: Pomyśl. Sprawdza obecność. Kto w ogóle sprawdza dziś obecność? To takie "roswelliańskie". Mowie ci przysłali ją tu.

Liz: Po co?

Maria: Żeby odnalazła CZECHOSŁOWAKÓW.

Liz: Powdychaj swój olejek.

Maria: Przestaje już cokolwiek rozumieć, co oznacza że chyba nadszedł czas by o tym powiedzieć Alexowi.

Liz: To nieuzasadnione.

Maria: Nieuzasadnione? Od kiedy używasz takich słów? Potrzebny nam ktoś z otwartym umysłem. Ostatnio Szeryf i te jego pytania, dziś ta Topolsky. Właśnie tak to robią. Wysyłają służby specjalne - "łowców kosmitów". A my stajemy się zabawkami w ich rękach. Alex jest tu niezbędny.

[W tym czasie Liz pokazuje na Alexa, który stara się zaimponować kilku dziewczynom poprzez przełożenie rąk przez głowę.]

Maria: Jamesem Bondem to on nie jest, ale lepszego nie mamy.

Alex[do dziewczyn, które odchodzą] : Więc teraz jestem dziwakiem?

[Liz i Maria stoją koło szafki Liz.]

Maria: Idzie tu Kyle.

Liz: Idzie tu czy do mnie.

Maria: To drugie. [po chwili] Co mu powiesz?

Liz: A co mam mówić? "Wakacyjna miłość" to jedno szkoła to drugie. Kyle na pewno potrafi to odróżnić.

[Nadchodzi Kyle i przytula się do Liz]

Kyle: Jak się ma moja ukochana? [Maria się śmieje.]

Maria[do Liz] : Na razie.

Kyle: Co słychać?

Liz: Mam strasznie dużo nauki.

Kyle: Podchodzisz do tego bardzo poważnie. No dobra.

[Liz chciała już odejść]

Kyle: Posłuchaj. Nie powinniśmy się oszukiwać. Tommy Hilligan z mojej drużyny myśli tak samo. Nie składaliśmy sobie żadnych deklaracji, ale przecież wtedy na festynie umówiłaś się ze mną. Gdyby mnie na kimś zależało na pewno bym się nie spóźnił.

[Liz zauważa w tym czasie wychodzącą z sekretariatu Topolsky, która niosła dużo akt.]

Kyle[dalej nawija]: Gdyby jakaś dziewczyna wyznaczyła mi spotkanie przyszedł bym co do sekundy , a przecież ty...

Liz[przerywa mu.] : Posłuchaj, chciałabym z tobą porozmawiać ale nie dziś. Musze lecieć. Wybacz.

[Liz idzie bardzo szybko poprzez korytarze, chce za wszelka cenę nadgonić Topolsky, aż w końcu zderzyła się z nią posyłając na ziemie wszystkie akta, które niosła.]

Liz: Przepraszam.

Topolsky: Liz Parker? [po chwili] Pamięć wzrokowa.

Liz: Pierwszy raz widzę osobę z taką pamięcią.

Topolsky; To moja praca.

Liz: Pomogę pani.

[Liz podnosi 1 akte z góry i widzi zdjęcie Michaela przypięte do niej.]

[Liz idzie do domu Michaela, żeby o wszystkim mu powiedzieć.]

Liz[do Hanka{ojczyma Michaela}] : Szukam Michaela Guerina. Chyba się pomyliłam.

Hank: Micky!!!

Michael[do Liz] : Wyjdźmy. [na zewnątrz] Jesteś pewna, że to były moje akta? Pytała o mnie?

Liz: Sprawdzała obecność, a potem spytała czy ktoś cię zna?

Michael: Szuka mnie.

Liz: Pomyślałam, że powinieneś o tym wiedzieć.

Michael: Dzięki. [po chwili] Czy Hank w jakiś sposób cię obraził/

Liz: Nie.

Michael: Nie zwracaj na niego uwagi.

Liz: Nie powinnam tu była przychodzić.

Michael[westchnął i popatrzył się na przyczepę, w której mieszka.]: To mój dom.

[Jest wieczór. Szeryf Valenti rozmawia jeszcze przez telefon w swoim biurze.]

Valenti: Wiem, że jest późno ale chyba mam prawo wiedzieć po co przysłał do mnie agenta... Nie, nie zadzwonię jutro... Mnie też jest przykro ale... pani wybaczy ale...[odłożyła słuchawkę]

[Valenti odkłada słuchawkę. Otwiera kluczykiem zamkniętą szufladę z aktami. Wyjmuje akta ze zdjęciami z autopsji ciała z srebrnym odciskiem dłoni na szyi . Pod koniec tego akta jest zamknięta mała koperta, która Valenti zrywa i otwiera. Wewnątrz koperty jest kluczyk. Valenti wkłada kluczyk to swojego termosu, termos wkłada w papierowa siatkę i wszystko to wkłada do szuflady a potem natomiast opuszcza komisariat.]

[Valenti przejeżdża obok niewielkiego Mini-Marketu, gdy nagle wychodzi z niego Michael. Ma dużą brązową papierową siatkę i idzie w stronę komisariatu. Gdy już był w budynku, patrzy w którą stronę musi iść. Już chciał iść, gdy jeden z oficerów go zatrzymał.]

Oficer Hansen : W czym mogę pomoc?

Michael: Sprzedaje słodycze. Przychodzę z ramienia komitetu na rzecz ponownego otwarcia sierocińca Westlake. Może pan pomoc dziesiątkom dzieciaków. Jedno pudełko [pokazuje na czekoladki] 6 dolarów i mam jeszcze orzeszki.

Oficer Hansen : Staram się właśnie zrzucić parę kilo.

Michael: Jasne. Jeśli mogę zaproponować cos innym.

Oficer Hansen : O tej porze nikogo tam nie ma.

Michael: Może, więc przyjdę jutro wieczorem.

Oficer Hansen : Wieczorami jest tu raczej pusto.

Michael: Trudno, dzięki za pomoc.

[Michael, wychodząc wpada na następnego oficera]

Oficer: A ty co tu robisz?

Michael: Sprzedaje słodycze.

Oficer: Właśnie przestałeś.

[U Evansow w pokoju gościnnym.]

Isabel[Do Michaela]: Oszalałeś?!

Michael: Miałem dla nich cala bajeczkę.

Max: Co im wmawiałeś?

Michael: Że sprzedaje słodycze na rzecz sierocińca.

Max: Kupili to?

Michael: Wszyscy są na diecie.

Isabel: Nie cukierki, bajeczkę?

Michael: Bajeczkę kupili. [spoglądając na Isabel] Czemu się tak ubrałaś?

Isabel: Mam randkę. Z facetem. Podoba mi się. Zresztą jak cale moje życie tutaj. W przyszły piątek tez mam randkę i wołała bym na niej być.

Michael: Te akta są w biurze Valentiego. Wychodzi o 19.30. Po jego wyjściu cale skrzydło jest puste. Wchodzimy, sprawdzamy co trzeba i po krzyku.

Max: Jak tam wejdziemy?

Michael: Przez okno. Żaden problem.

Max: System alarmowy? [Patrzy się na Isabel, która ma niezadowoloną minę]

Michael: Bułka z masłem. Nawet ja go wyłączę.

Isabel: Max, nie ustępuj.

Max: Chce tylko wiedzieć na ile ten plan jest wykonalny? ... a nie jest. Słyszysz?

Michael: Czekaliśmy na to cale życie. Pierwszy raz możemy się dowiedzieć kim jesteśmy. Nie mamy wyboru.

[Evansowie wchodzą do domu.]

Pani Evans: Jest tam kto?

Michael: Jeżeli szukaj nas rządowi musimy się stąd zmywać.

Isabel: O czym ty mówisz?

Michael: Pogadajcie z Liz.

[Evansowie wchodzą do pokoju.]

Pani Evans: Przywieźliśmy pizzę. [do Isabel] Ładnie wyglądasz. Michael... witaj.

Michael: Właśnie wychodziłem.

Pan Evans: Wystarczy dla wszystkich.

Michael: Ojciec szykuje kolację.

[Michael wyszedł.]

Pani Evans: Umieram z głodu, nakrywamy do stołu.

[Następnego dnia - w szkole , w klasie od geometrii]

Topolsky: Wiemy, że suma kątów trójkąta równa się 360.

Liz[do siebie]: O czym ona gada?

Topolsky: Panno Parker?

Liz: 180.

Topolsky: Słucham?

Liz: To trójkąt. Suma jego kątów równa się 180 stopni.

[Klasa zaczyna się śmiać.]

Topolsky: Jasne.

[Max i Liz patrzą z niepokojem na siebie.]

[Po lekcji na korytarzu.]

Max: Miała też teczki innych uczniów.

Liz: Ale miała i Michaela.

Max: Ile było tych innych?

Liz: Nie wiem z 10.

Max: To dużo.

Liz: No dobrze może 5.

Max: Nie możesz go tak denerwować. Nie znasz go. Nie jest zbyt dobry w chłodnej ocenie sytuacji. Lubi działać.

Liz: Myślałam, że grozi mu niebezpieczeństwo.

Max: Jakie?

Liz: Nie wiem, ale jeśli jest tu gdzieś szpieg powinniśmy działać.

Max: Szpieg?

Liz: Takie rzeczy się zdarzają. Istnieją służby specjalne - "łowcy kosmitów".

Max: Wiec twoim zdaniem Topolsky jest łowcą kosmitów?

Liz: W twoich ustach brzmi to niedorzecznie.

Max: Dziękuje, że się o nas troszczysz ale musimy starać się żyć jak dawniej i musimy być ostrożni. Wszyscy. Ty również.

[Max idzie korytarzem szkolnym i patrzy przez okno i widzi, że pani Topolsky rozmawia z Szeryfem i innym mężczyzną. Max zastanawia się czy Liz mogłaby mieć racje?]

[Tymczasem w toalecie dziewczęcej - Maria czyta notkę od Maxa "Spotkajmy się w składziku".]

Maria: Wiesz co to znaczy?

Liz: Oczywiście, że wiem. Co?

Maria: Greg Coleman zrobił tam Marlene Garciii prezent, o którym wszyscy wiemy. Richie i Amanda Lourdes...

Liz: Chyba za nadto wszystko wyolbrzymiasz.

Maria: Nie powinnaś tam iść. Nie wiemy na co go stać? Dotknął cię i zobaczyłaś jego duszę. Co będzie kiedy cię pocałuje?

Liz: Nie ma mowy o żadnych pocałunkach. Ja go w ogóle nie interesuje. Powiedział, że wszystko musi zostać jak dawniej.

Maria: Mój Boże tu nie chodzi o pocałunki.

Koleżanka Liz[ta z klasy geometrii]: Ona ma rację.

Maria: Można tam robić dwie rzeczy : dbać o czystość i zabierać czystość. Chyba nie musze ci tłumaczyć o jaka czystość mi chodzi?

[Valenti siedzi w swoim biurze, Agent Stevens wchodzi]

Agent Stevens: Witam Szeryfie.

Valenti: Agent Stevens kopę lat. Proszę się nie gniewać, że wyrzuciłem stąd młodego, nie miał pozwolenia. Bez urazy.

Agent Stevens: Drobiazg.

Valenti: I co znaleźliście na fartuchu tej dziewczyny?

Agent Stevens: Pomidory, Sól, wodę, cukier I ocet - jednym słowem ketchup. Zmarnowaliśmy już dość pieniędzy podatników żeby znaleźć coś czego tu nie ma. Żaden spodek nie wylądował tu w 47 roku i nie ma tu obecnie żadnych kosmitów. Gubernator Stanu upoważnił mnie do zabrania stąd wszelkich informacji na temat rzekomych "bliskich spotkań" z UFO. Sprawa jest zamknięta. [do 2 agentów] Panowie do dzieła.

Valenti: Więc jednak krew. Inaczej komu by się chciało zabierać stąd te papiery. Czy nie byłoby wam szkoda pieniędzy podatników?

Agent Hart [do Stevensa o szafce z aktami]: Zamknięta.

Agent Stevens [wyciąga rękę po klucz od szafki od Valentiego]: To nam zajmie tylko chwile.

Valenti[wyjął z szuflady papierowa siatkę z kluczykiem w termosie]: Czujcie się tu jak u siebie. Idę na lunch.

[Używając lornetki Michael obserwuje Valentiego wychodzącego z komisariatu niosącego ze sobą papierowa siatkę.]

[Tymczasem składzik]

Liz: A wiec tak tu wygląda. Nigdy wcześniej tu nie byłam.

Max: Nie chciałem żeby ktoś nam przeszkadzał. [gdy Liz zamknęła na zamek drzwi] Miałaś racje. Topolsky nie jest nauczycielką. Siedziała w tym pokoju [odkrywa zaślepkę od czegoś w rodzaju szybu wentylacyjnego.] Musimy się dowiedzieć co tam robi. [gdy Liz podeszła] Teraz ma wolne wiec mamy trochę czasu.

[Na zewnątrz komisariatu Michael obserwuje jak mężczyźni zabierają akta do samochodu.]

[Z powrotem składzik]

Liz: Wszystko mi się miesza. Skoro wylądowaliście w 47 to macie na prawdę 16 lat czy jesteście 52-latkami w młodych ciałach? A może wasz "kosmiczny rok" jest równy 3 naszym?

Max: Sporo o tym myślałaś co?

Liz: Trochę.

Max: Z naszych kapsuł wyszliśmy w 1989. Nie wiemy jak długo tam tkwiliśmy. Wychodząc wyglądaliśmy jak 6-latki.

Liz: Byliście zieloni? Zanim przybraliście ludzką postać. Metr wzrostu, zielona śliska skóra to pytanie Marii wybacz.

Max: To nasze ciała. Może z wyjątkiem trzeciego oka. [Max specjalnie się schyla a Liz chciała zobaczyć gdzie oni to maja to "trzecie oko". Max widząc to...] Żartowałem.

Liz: Wiedziałam. [śmieje się i uderza go bardzo lekko.] Głupek.

Liz: Naprawdę nie wiecie skąd jesteście? Ani jak wyglądają wasi ludzie?

Max: Nie.

Liz: To może być nawet oczyszczające. Myślę o sobie. Z powodu rodziców wszyscy mnie tu znają. Zetnę włosy i już muszę słuchać co kto o tym sądzi. Aż się duszę. Jak mogę do czegokolwiek dojść skoro ciągle jestem pod ostrzałem spojrzeń? Czasem chciałabym stać się niewidzialna.

Max: Ja czasem chciałbym przestać być tak bardzo niewidzialny.

[Słyszą jak Topolsky wchodzi do swojego biura i odwracają się do kraty.]

Topolsky: Interesuje mnie szczególnie ten.

Nieznany Mężczyzna: Michael Guerin. Rozmawiałaś z nim?

Topolsky: Nie było go w szkole ale skoro Muhammed nie chce przyjść do góry...

Nieznany Mężczyzna: Mam z nim pogadać?

Topolsky: Ja to zrobię. Upewnij się tylko czy adres jest poprawny?

[Max i Liz podjeżdżają pod Crashdown. Michael dochodzi do Maxa.]

Max[do Liz]: 5 minut.

[Liz idzie do kafejki.]

Max[do Michaela]: Michael cos jest nie tak.

Michael: Jacyś faceci opróżniają biuro Szeryfa. Musimy się tam dostać. To ostatnia szansa.

[W kafejce]

Maria[do klientki]: Proponuje wam raczej tą stronę. [do Liz] Gdzieś ty była

Liz: Zastąp mnie:

Maria: Kiedy?

Liz: Dziś wieczorem.

Klient: Od 20 minut czekam na swój wielki lodowy opal.

Maria[do Liz]: Przyda ci się spaślaku. Wystarczył jeden wyskok do składziku i już rzucasz prace? Wszyscy czekają na to tłuste żarcie a naszym zadaniem jest im je dostarczyć.

Liz: To bardzo ważne. Później wszystko ci opowiem.

[Liz już wychodziła jednak zatrzymał ja Alex.]

Alex: Wpadłyście. Najpierw jakaś strzelanina w kafeterii. Potem podobno przejechał cię samochód[w tym momencie pokazuje na Marie.] W mojej obecności albo milkniecie albo gadacie o Czechosłowacji, kraju którego nie ma na mapach od dekady. Chce znać prawdę.

Liz : Zmieniamy temat bo...

Maria: Mamy bolesne miesiączki.

Liz: Właśnie. Nie chcieliśmy cię nigdy stawiać w niewygodnej sytuacji.

Maria: Ale jeśli chcesz opowiemy ci.

Liz: Ze szczegółami.

Alex: Nie właśnie jem. [Alex odchodzi]

Liz[do Marii]: Dzięki.

[Na parkingu przed kafejka.]

Max: Mnie tez na tym zależy.

Michael: Przede wszystkim nie chcesz stracić tego co tu masz.

Max: Oczywiście.

Michael: A myślałeś kiedyś jak wygląda moje życie?

Max: Tak.

[Odwracają się i widzą czekającą przy samochodzie Liz.]

Max: Ta kobieta przyjdzie dziś do ciebie. Nie wracaj do domu. Isabel czeka na ciebie u nas.

Michael: Mam czekać aż mnie znajdą.

Max: Nie rób nic głupiego.

[Michael odchodzi.]

[Kyle właśnie zaparkował przy Crashdown jak Liz i Max odjeżdżają. Kyle wsiada do samochodu i jedzie za nimi. Max staje przy Trailer Park{dzielnic, w której mieszka Michael} i Kyle parkuje też niedaleko ich]

Liz[do Maxa, gdy już stanęli]: Jak to się stało, że wy macie wszystko a Michael mieszka w przyczepie?

Max: Długo by mówić.

Liz: Czy jego ojczym zawsze jest taki...

Max: Szorstki? Tak

[Widzimy jak Topolsky podjeżdża pod przyczepę Michaela.]

[Liz zbliża się do Maxa żeby zobaczyć czy to ona, Kyle nie może uwierzyć co widzi. Topolsky puka do drzwi, a tymczasem Liz upuściła pierścionek i schyla się żeby go podnieść.]

Liz: Mój pierścionek.

Kyle: O boże Liz przestań. [Kyle wysiada z samochodu i idzie w stronę Jeepa.]

Topolsky [jak Hank otworzył jej drzwi]: Przepraszam szukam Michaela Guerina.

Liz: Kyle!!!

Kyle: Co tu się dzieje?

Liz[szepcze]: Nic.

Kyle: Czemu szepczesz?

Liz[szepcze]: Czekamy na Michaela. Jedziemy do...

Max: Kręgielni.

Kyle[do Liz]: Czemu szepczesz?

Liz[szepcze]: Do kręgielni.

Kyle: Co tam robiłaś?

Liz[szepcze]: Upuściłam pierścionek.

Kyle: Więc czemu szepczesz?

Topolsky [do Hanka]: Zostawię panu swój numer.

Kyle: Kręgle?

Max: Tak!

[Nagle Topolsky kończy rozmawiać z Hankiem. Max daje sygnał Liz żeby się schyliła{ta jednak się nie schyliła, schylił się Kyle i Max}]

Kyle: Co? Co wy tu robicie?

[Topolsky natomiast odwraca się w stronę ich samochodu gdyż usłyszała to co Kyle powiedział i właśnie w tym momencie zobaczyła Liz, gdyż Kyle i Max byli schyleni.] ]

[Tymczasem Michael idzie i patrzy się na okno od biura Szeryfa.]

[Max idzie odprowadzić Liz z samochodu.]

Max: Kiedy to się skończy może uda nam się wyskoczyć gdzieś na lunch? Jeśli zechcesz?

Liz: Do jakiejś knajpki? Świetnie. Randka NIE NIE randka - lunch.[po chwili] Lepiej już pójdę.

Max: Ja też

[W tym momencie Max zauważa Isabel dającą mu znaki żeby się pośpieszył.]

Max: Dobranoc.

[Max odchodzi i podchodzi do Isabel, która stała za rogiem.]

Isabel: Michael się urwał.

[Michael wspina się na okno gdzie znajdowała się stalowa krata.]

[Max i Isabel jadą żeby powstrzymać Michaela.]

Isabel[do Maxa]: On nawet nie wie jaki ma potencjał.

[Michael używa swych zdolności żeby otworzyć kratę i wejść do biura Szeryfa. Jednak krata za szybko się otwiera i Michael nie przygotowany na to prawie spada z okna. Aż w końcu udaje mu się wejść do biura Valentiego.]

[Max i Isabel podjeżdżają na parking przy komisariacie i patrzą się, że okno jest otwarte - już wiedzieli że Michael tam jest]

[Michael patrzy, zagląda do 1 szafy - pusta , do 2 szafy - pusta, do 3 szafy - pusta. Tymczasem Valenti zbliża się na komisariat.]

Isabel[do Maxa, gdy widzi że Valenti wysiada z samochodu.]:Wyciągnij go stamtąd. Ja postaram się zagadać Valentiego.

[W budynku]

Oficer [do Szeryfa]: Zapomniał pan czegoś?

Valenti: Dokumentów.

Isabel: Szeryfie. Tak się cieszę, że panowie tu są. Złapałam gumę.

[Tymczasem Michael coś znajduje.]

Oficer: Pan już po pracy. Ja pomogę tej młodej damie.

Valenti: To żaden problem.

[W tym czasie Michael otwiera termos i widzi, że jest tam klucz schowany{wchodzi także przez okno Max}.]

Max: Michael idziemy. Valenti przyjechał szybciej.

[Wtedy Michael chwyta za kluczyk i dostaje wizję na tyle mocną, że powala go na ziemię. Oficer i Szeryf to usłyszeli a także Isabel i wszyscy idą do biura Szeryfa.]

Valenti[gdy usłyszał dźwięk, chyba mówił to do Isabel]: Proszę poczekać.

Max: Dalej.

[Max i Michael wychodzą z biura Szeryfa. Max musi zamknąć otwartą przez Michaela kratę. Obaj skaczą do kosza na śmieci na dole. I Valenti gdy już wszedł, widząc że nikogo nie ma w biurze sprawdził kratę a ona była zamknięta{dał se spokój wtedy}]

Michael[kiedy byli jeszcze w koszu na śmieci]: Mówiłem ci, że się uda.

[Z przodu komisariatu.]

Valenti [gdy już naprawił opnę.]: Gotowe.

Isabel: Wielkie dzięki.

Valenti: Isabel prawda? Nie pora do domu?

Isabel: To przez tę oponę.

Valenti: A gdzie Max?

Isabel: Nie mam pojęcia. Jestem jego siostrą nie niańką.

[W jeepie przy przyczepie Michaela natomiast. Max wyciąga rękę do Michaela ten daje mu kluczyk ale Max nie dostaje wizji]

Max: Nic

[Isabel bierze kluczyk i udaje, że ma wizję.]

Michael: Co widziałaś?

Isabel: Ricky Martina pod prysznicem.

[Michael bierze kluczyk i idzie do swojej przyczepy, Max za nim.]

[Michael się odwraca gdy Max go zawołał.]

Max: Przepraszam za tamto. Tak naprawdę nie wiem co czujesz.

Michael: Zdałem sobie sprawę, że moje schrzanione życie to nie taka zła rzecz. Jest mi łatwiej. Ciągle musimy być gotowi do wyjazdu. Może za 10 lat, może za tydzień, a może jutro. Radzę ci nie posuwaj się za daleko to nas tylko osłabia.

[Następnego dnia w szkole Liz idzie boiskiem a Topolsky za nią.]

Topolsky: Liz Parker? Muszę cię zapytać o Michaela Guerina. Michael ma poważne kłopoty. Nie jestem nauczycielką. Widziałam cię wczoraj przed jego domem. Jestem nowym szkolnym pedagogiem. Grozi mu wyrzucenie ze szkoły. Porozmawiaj z nim i powiedz żeby do mnie przyszedł. Słuchasz mnie?

Liz: Powiem mu.

[Gdy Topolsky odchodzi Liz patrzy się na Kyle, który patrzy się też na nią.]

VOICE OVER: Odkąd poznałam Maxa, Michaela i Isabel wiele myślałam o tajemnicach. Jeśli jest ktoś kto ma tajemnice zawsze znajdzie się ktoś kto zechce ją poznać. I tak jak czasem tajemnica sprawia, że czujesz się niezależny tak czasami pozwala poczuć ci się mniej obco. A teraz nawet ja Liz Parker - zwykła dziewczyna ze zwykłej prowincji, teraz nawet ja mam coś do ukrycia. [Liz kończy pisać w swoim pamiętniku]

[Koniec odcinka]