Page 1 of 2

Opowiadanie-sztuka "Roswell"

Posted: Tue Oct 14, 2003 7:24 pm
by Graalion
Pójdzie w kilku postach. Czekam na wrażenia. Tylko ostrzegam, że oskarżeń o profanację zwykle nie biorę sobie do serca :wink:


Roswell – sztuka w 6 aktach.

Prolog.
Kurtyna nadal jest zaciągnięta. Na scenę wchodzi Narrator. Jest elegancko ubrany. Podchodzi do mikrofonu stojącego na przedzie sceny.
Narrator: Witam szanownych Państwa ...
W podłodze uchyla się ukryta klapa, przez którą wpada Narrator. Słychać uderzenie i krzyki „Moja noga! Moja noga!”, które jednak szybko cichną.

Akt 1

Scena 1
Kurtyna odsłania naturalnej wielkości budynki w miasteczku Roswell. Wszystkie są umieszczone w tle. Na pierwszym planie stoi grupa niskich ufoludków, w szklanych hełmach i z karabinami wyglądającymi jak zabawki. Nagle zaczynają strzelać do widowni. Na szczęście większej jej części udaje się schronić za fotelami. Trafieni zamieniają się w dymiące jeszcze szkielety. Nie widząc więcej celów ufoludki przerywają ostrzał.

Scena 2
Z boku sceny wychodzi trzęsący się Narrator powiewając białą flagą. Utyka.
Narrator (w jego głosie słychać przerażenie): Przepraszam bardzo, ale film „Marsjanie atakują 2” jest kręcony dwie ulice dalej.
Ufoludki naradzają się przez chwilę, zabijają Narratora i opuszczają scenę.
Opada kurtyna.


Akt 2

Scena 1
Kurtyna podnosi się ujawniając tą samą scenerię co w poprzednim akcie. Wchodzi Max.
Max: Jakże ...
Spod sufitu spada reflektor roztrzaskując Maxa na miazgę.

Scena 2
Na scenę wchodzi – czy też może raczej zostaje na nią wypchnięty – Michael. Próbuje znów schować się za kulisami, lecz ponownie zostaje wypchnięty. Zrezygnowany wychodzi na środek sceny cały czas ostrożnie spoglądając w górę. Widać, że kluczy tak, by nie przechodzić pod żadnym z pozostałych reflektorów.
Michael: Jakże nieszczęśliwy los nas, Obcych. FBI pretekstu wypatruje tylko, by do białego pokoju nas wsadzić i eksperymenty na nas przeprowadzać. Dlategoż to nikomu sekretu naszego zdradzić nie możemy? Najsamotniejsi jesteśmy na całym tym obcym nam świecie. A ja w dodatku mam złego ojczyma.
Nagle dostrzega ciało Maxa.
Michael: A cóż to, czyżby martwe ciało przyjaciela mego, a brata w sercu, spoczywało otóż przede mną? Maxie, biedny Maxie, któż ci uczynił zbrodnię tak straszliwą?

Scena 3
Wchodzi Isabel. Na widowni słychać gwizdy wyrażające aprobatę, jednak szybko cichną gdy obrzuca ich autorów lodowatym spojrzeniem.
Isabel: Witaj Michaelu, bracie mój w sekrecie. Nie dostrzegł żeś gdzieś brata mego z krwi tej samej co i ja zrodzonego, Maxa? Szukałam go w miejscach wszelakich, jednakowoż nie dane mi było go odnaleźć.
Michael (na boku): Powiedzieć jej czyliż nie powiedzieć. Brat jej oto martwy leży, ona zaś nie zdając sobie sprawy stąpa w krwi jego. Powiem, prawdę musi usłyszeć. (głośno) Niestety, najdroższa moja przyjaciółko, oto brat twój rozgnieciony na miazgę leży, mózg jego rozchlapany, kości rozbite, a krew jako z rozbitej beczki płynie.
Isabel: Aaaaaa!!! (mdleje; po chwili orientuje się że upadła w kałużę krwi, więc podnosi się i kładzie trochę dalej)
Michael: Hmm.

Akt 3

Scena 1
Szkolny korytarz. Na scenę wchodzą Liz i Maria, zatrzymują się przy szafkach.
Maria: Uśmiech się po ustach twoich błąka. Szczęśliwaś z jakiegoś powodu?
Liz: Chłopak pewien, który dawno temu już zdobył serce moje, wczoraj wyznał mi, że i ja z myśli jego nie schodzę.
Maria: Byłbyż li to Max Evans, tenże który od lat oczami za tobą wodzi?
Liz: Onże sam ci jest. Nie wiedziałam jednakowóż, iż wzrok jego tak często na mnie pada. Niczegom takiego nie dostrzegła. Pewnaś tego, przyjaciółko?
Maria: Równie mocno jak tego, że Kyle wyznał ci miłość swą miesiąc temu dobry, a tyś go przyjęła.
Liz: Ale z ciebie małpa.

Scena 2
Wchodzi Bandyta. Wyciąga pistolet w stronę dziewczyn i strzela. Maria wali się na ziemię.
Bandyta (zakłopotany): Do diaska. Przepraszam. Nie mam pojęcia jak mogłem tak spudłować.
Liz klęka obok przyjaciółki, a po chwili zwraca wzrok na Bandytę.
Liz (z wściekłością): Ty idioto! Jak mogłeś zamiast mnie trafić ją? Ślepy jesteś? A zresztą to nawet nie jest kawiarnia. Co za matoł. Zjeżdżaj stąd, ale już!
Bandyta (skruszony): Przepraszam.
Bandyta schodzi ze sceny.

Scena 3
Liz (z płaczem): Przyjaciółko moja, proszę otwórz oczy. Wybacz mi złe słowa, w których małpą cię nazwałam, a które wyrwały mi się w uniesieniu. Żyjesz li, Mario?
Maria (otwiera oczy): Żyję.
Liz: Radość ogromną czuję słysząc twój głos ponownie, raz jeszcze mogąc spojrzeć w twe oczy.
Maria (szczękając zębami): Zimno mi, Liz. Tak mi zimno.
Liz (zdejmując kurtkę): Proszę, oto mój polar, przykryję cię nim.
Maria: Polar? Zaraz, zaraz ... (w tym momencie umiera)
Liz: Nieeeeeeee... (nabiera powietrza) ...eeeeeeeeeeeee!!!!!!!

Posted: Tue Oct 14, 2003 7:39 pm
by Graalion
Akt 4

Scena 1
Liz stoi w tym samym korytarzu. Ciała Marii już nie ma, została jednak plama krwi.
Liz: Przyjaciółko ma serdeczna, jakże tęsknię za tobą. Opuściłaś mnie na zawsze. Jakżesz poradzę sobie bez ciebie w tym niegościnnym świecie. I to w dodatku w liceum.

Scena 2
Wchodzi Michael.
Michael: Posłyszałem o tej tragedii i w te pędy przybyłem. Choć nie rozmawialiśmy często, jednakowóż lubiłem to dziewczę. Łączę się z tobą w smutku. Platonicznie, rzecz jasna.
Liz: Za jakież grzechy tak cierpieć musimy. Zazdroszczę Marii, ona już bólu nie odczuwa. My zaś, pozostawieni tutaj, znosić musimy ból ów wypełniający serca nasze. A gdzież jest druh twój serdeczny, Max Evans, z którym zawsze tak blisko byłeś, że niektórzy was o homoseksualizm posądzali?
Michael: Oszczerstwa to i potwarze. Przyjacielem on tylko był moim, jakowóż i jego siostra jest mą przyjaciółką. Gadanie ludzkie jednakoż najczystsze uczucie potrafi zohydzić, byleby pożywkę dla swej głupoty znaleźć.
Liz: Czemu „był” o nim mówisz? Czyżby scysja jakowaś pomiędzy wasz weszła? Powiedz li mi, proszę, że tak właśnie było, gdyż słyszę w twym głosie smutek od którego dusza ma wypełnia się trwogą.
Michael: Niestety, ach niestety, Max, przyjaciel mój wierny, został rozgnieciony na podłodze na miazgę przez spadający ciężar, niczym robal rozdeptany przez nieuważnego przechodnia.
Liz: Ach! Czyliż możliwe to? Czyż możliwe, by w tylko dwa dni po wyznaniu mi miłości życie ukochany mój utracił? Czyż ...
Michael (przerywa jej): Wcześniej mówiłaś, że wczoraj.
Liz: Co?
Michael: Marii mówiłaś, że wyznał ci to wczoraj.
Liz: Naprawdę? Możliwe. Ale przecież ty nie powinieneś tego wiedzieć. Nie było cię wtedy przy nas.
Michael: Wiem, ale ... dobra, powiedzmy, że to jedna z moich kosmicznych mocy.
Liz: O jakichże to mocach mówisz? Czyżby to była tajemnica owa, którą Max zdradzić mi obiecał, lecz słowa nie dotrzymał, bo zdechł ... znaczy się, umarł.
Michael: Skoro tyle już wiesz to zdradzę ci wszystko, ufając iż miłość twa do Maxa powstrzyma cię przed ujawnieniem tego. Jestem kosmitą.
Liz (niedowierzająco): Nie.
Michael: Tak. Co więcej, Max również był kosmitą.
Liz (jeszcze bardziej niedowierzająco): Nieee.
Michael: Tak. Co więcej, Isabel też jest kosmitką.
Liz (tak samo niedowierzająco jak poprzednio): Nieee.
Michael: Tak. Co więcej ... a nie, to już wszyscy.
Liz: Ni... Aha.
Liz zaczyna płakać.
Michael: Wiemże ja, iż wieści owe przerazić cię mogły, przyjmijże jednak moje zapewnienie, że skrzywdzić cię nie zamierzamy. Jako i wy jesteśmy, tyle tylko, iż zdolności mamy parę.
Liz (na boku): Powiedzieć mu czy nie powiedzieć? Powiem. (głośno) Nie dlatego szlocham, Michaelu. Ja również mam tajemnicę, a gdy wyznałeś mi swoją tym trudniejsze wyznanie mojej się staje.
Michael: Jakiż to sekret skrywasz? Jeśli to, że w składziku się z Kyle’m obściskiwałaś, to już to wiem. Jak i cała szkoła zresztą.
Liz (wściekła): Kłamstwo. Tylko mnie pocałował i to wszystko.
Michael: On mówi co innego. Podobno ma nawet zdjęcia.
Liz (na boku): Cholera, a mówił że w aparacie nie ma filmu. (głośno) Potwarz to jest, a zresztą nie o tym chciałam ci powiedzieć.
Michael: O czymże więc? Cóż to za tajemnica?
Liz: Jestem z FBI.
Michael: Co?
Liz (głośniej): Jestem z FBI!
Michael: Tak, tak, słyszałem za pierwszym razem.
Liz: Przysłano mnie, abym kosmitów znalazła. Nie wiedziałam jednakowóż, iż owymi moi najbliżsi znajomi się okażą. No i mój ukochany, teraz już zmiażdżony. Nie bójże się, Michaelu, nic wam z mojej strony nie grozi. Za przyjaciół was uważam i nie wydam osób waszych bezlitosnej agendzie rządowej.
Michael: Przykro mi, Liz, nie mogę ryzykować.
Wyciąga nóż i przebija nim Liz. Liz spogląda na rękojeść noża wystającą z rany.
Liz (zdziwiona): Dlaczego nie Mocą?
Michael (zmieszany): Mamy mały budżet, nie stać nas na efekty specjalne.
Liz: Świnie. Moglibyście przynajmniej na mojej śmierci nie oszczędzać.
Pada i umiera.
Michael: Fatum jakoweś nade mną wisi. Wszyscy bliscy moi umierają. Ja to mam pecha.
Schodzi ze sceny.

Akt 5

Scena 1
Pustynia. W tle skały. Na środku sceny stoi Isabel; jest w zaawansowanej ciąży. Wchodzi Michael.
Michael: Witaj, przyja... o w mordę.
Isabel: Witaj, przyjacielu.
Michael (wściekły): Kto to zrobił?!
Isabel: Co? A, to. Alexa to sprawka.
Michael: Alexa? A to drań! Zaraz, zaraz (spogląda na nią podejrzliwie) kiedy to się stało?
Isabel: Wczoraj wieczorem, na imprezie.
Michael: I już ci tak brzuch urósł? To znaczy ... (myśli jakby to inaczej ująć, ale w końcu rezygnuje) ... już ci tak brzuch urósł?
Isabel: Widocznie u nas to idzie szybciej.
Michael: Jak do tego doszło?!
Isabel (ze zdziwieniem): Chcesz powiedzieć że nie wiesz? (wzdycha) Kiedy mężczyzna i kobieta ...
Michael (krzyczy): Jak doszło do tego, że poszłaś z nim do łóżka?!
Isabel: Ach, to. Na zabawę poszliśmy wieczoru wczorajszego. Na zabawie owej Alex trunek za trunkiem mi podawał, a potem wykorzystując moje osłabienie cześć mą pohańbił.
Michael: Innymi słowy spił cię i przeleciał. Isabel, gdzie ty miałaś głowę?
Isabel: Pod stołem.
Michael (cedzi przez zęby): Zabiję drania. Niech go tylko znajdę.

Scena 2
Wchodzi Alex.
Michael (zdziwiony): Szybko poszło.
Rzuca się na Alexa i próbuje go przebić nożem. Alex uchyla się i zaczyna uciekać wkoło sceny przy akompaniamencie krzyków Isabel. Trwa to pewien czas, aż w końcu zniecierpliwiona Isabel podkłada Alexowi nogę. Michel dopada go i wbija mu nóż w plecy.
Michael (dysząc ciężko ze zmęczenia): Nieźle mnie wymęczył. Ale już po nim.

Scena 3
Wchodzi Kivar.
Kivar: Gotowaś do drogi, moja pani?
Isabel (zaskoczona): Co?
Michael: A kimże ty jesteś?
Kivar (patrząc ze zdziwieniem na Isabel): Jesteś w ciąży?
Michael: Kim jesteś pytam.
Kivar: Kivar brzmi imię moje.
Michael: Kivar! (kieruje ostrze noża w stronę Kivara)
Kivar spogląda na Isabel.
Kivar: Nie powiedziałaś mu?
Isabel: Niby czego? Znaczy się, czegóż to niby?
Kivar (wzdycha): Iże wieczoru wczorajszego zgodziłaś odlecieć ze mną na rodzinną naszą planetę, na Antar.
Isabel (gwałtownie): Wczoraj wieczorem? Jak to wczoraj wieczorem?
Michael (bawiąc się groźnie nożem, ale przestając gdy się skaleczył): Lepiej byś opowiedział wszystko, co wieczoru wczorajszego wydarzyło się.
Kivar: Przybrałem ja postać jej chłopaka. Zabrałem ją na zabawę, gdzie poczęstowano nas bursztynowym napojem jakowymś. Później, w czasie tańca, wyznałem jej prawdę o sobie. Ku zdziwieniu memu, nie zrobiło to na niej wrażenia. A raczej zrobiło, ale inne niż spodziewałem się. W jednym z pokoi na piętrze, gdzie się udaliśmy, wyznałem jej miłość i poprosiłem, by na Antar ze mną poleciała. Zgodziła się bez wahania.
Michael (jąka się): Zaraz ... chcesz powiedzieć ... nie, niemożliwe ... o w mordę ...
Isabel: Nieprawda! Nie zgodziłam się! Nie mogłam się zgodzić! Kłamiesz!
Kivar: Ależ ... prawdy słowa z ust mych płyną. Zaiste skonfundowany jestem, iż nie pamiętasz tego. Byłaś wprawdzie zajęta wbijaniem paznokci w moje plecy i krzykami o jakimś „ogierze”, ale zgodziłaś się mnie przyjąć i wrócić ze mną ...
Michael (zatykając uszy rękoma): Nie, nie, nie chcę li tego słuchać. Oszczędź mi, proszę, owych szczegółów.
Schodzi ze sceny wciąż zatykając uszy rękoma.

Scena 4
Isabel: To niemożliwe, niemożliwe.
Kivar (podchodzi i podaje jej dłoń): Polecisz li ze mną?
Isabel: Niemożliwe, niemożliwe. (na boku) W sumie całkiem atrakcyjny z niego mężczyzna. Gorszy trafić mi się mógł. A z dzieckiem i tak nikt mnie pewnie nie zechce. (głośno) Zgoda. Kiedy lecimy?
Kivar: Choćby zaraz.
Schodzą ze sceny.

Posted: Tue Oct 14, 2003 7:50 pm
by Graalion
Akt 6

Scena 1
Cmentarz. Michael stoi przy grobie Alexa.
Michael: Samem został na tym świecie. Cóż ja pocznę teraz? Nic mnie więcej w tym mieście nie trzyma. Wyjadę więc, pójdę gdzie mnie oczy poniosą. Nic tu po mnie.

Scena 2
Wchodzi Courtney.
Courtney: Cześć, Misiek!
Michael: A tyś kto?
Courtney: Wierna fanka twoja. Kocham cię! Ze sobą weź mnie!
Michael: No co ty? Zaraz, czyż nie widziałem twej postaci w kawiarni? Azaliż pracujesz tam?
Courtney: Pozór to tylko, bym bliżej ciebie przebywać mogła. Widzisz ... ja nie pochodzę stąd.
Michael: Skąd więc?
Courtney wskazuje palcem w górę.
Michael (radośnie): Nie mów. Z Kanady?
Courtney (nieco zdezorientowana): Jasne, czemu nie.
Michael: Przemawia to na twoją korzyść. Lecz nadal powodu nie widzę, czemuż to miałbym brać cię ze sobą.
Courtney: Bo jesteś dla mnie bogiem i zrobię dla ciebie wszystko.
Michael: Wciąż ...
Courtney (z naciskiem): Wszystko.
Michael przez chwilę milczy, po czym z wyraźnym zainteresowaniem lustruje spojrzeniem sylwetkę Courtney.
Michael: Okay. Jedziemy razem.
Courtney: Na cóż więc czekamy? Chodźmy!
Michael: Jeszcze chwila. Czekam na coś.

Scena 3
Pojawia się duch Alexa.
Duch Alexa: Co się dzieje? Ja żyję! Żyję!!!
Michael: Wcale nie.
Duch Alexa: O, Michael. Jak to nie? Patrz, mogę się ruszać i w ogóle.
Michael: A oddychać?
Duch Alexa: Co? Ty, rzeczywiście, ja nie oddycham. Więc jestem duchem? Cóż, chyba mogło być gorzej. (głębokim głosem rozbrzmiewającym w całej sali) Czemuż to spokój mój zakłócasz? Śmiertelniku, azaliż nie wiesz, iże zniszczyć cię mogę jednym skinieniem? (normalnym głosem) Fajne efekty, co nie?
Courtney (z podziwem): Niezłe.
Michael: Przewidziała Isabel, iże coś takiego stać się może.
Alex: Isabel? Gdzie ona jest?
Michael: Azaliż narzucać się chcesz jej teraz? W stanie twoim ...?
Alex: A co, jak jestem martwy to muszę zapomnieć o swojej dziewczynie? (głębokim głosem) Gdzież jest ona, czemuż powitać mnie nie przyszła?
Michael: Niestety, miłość swą znalazła gdzie indziej.
Duch Alexa (ze smutkiem, wciąż głębokim głosem): Przykre to dla mnie. Szybko po zejściu moim do siebie przyszła. Lecz, jak wieść niesie, miłość nie wybiera, i ślepa jest. Niechże żyje w szczęściu. (wzdycha) A skoro jestem duchem ... zawsze byłem ciekaw jak wygląda szatnia dziewcząt. (uśmiecha się szelmowsko)
Michael: Poczekaj. Choć odleciała, nie zapomniała li ona o tobie. Przysłała kogoś, by ulżyć twemu cierpieniu.
Duch Alexa (niezbyt mądrze): Hę?

Scena 4
Wchodzi egzorcysta.
Egzorcysta: Tenże ci jest? Ów to?
Michael: Prawdę rzeczesz. Onże.
Egzorcysta (zaczyna rozkładać przyrządy do egzorcyzmowania duchów): Zaczynajmy więc.
Alex (normalnym głosem): Michael, no co ty?
Michael: Żegnaj, Alex. Dobrym byłeś przyjacielem. (odwraca się do Courtney) Możemy już iść.
Michael i Courtney schodzą ze sceny.
Duch Alexa: Michael, nie wygłupiaj się. Michael! Hej, co ty robisz, facet? Nie, zostaw! Nieeee!!!

Epilog
Ponownie sceneria Roswell (ta z 1 aktu). Na środku sceny Kyle i Tess, siedzą na ławce.
Kyle: No i się skończyło, a my nie wystąpiliśmy.
Tess: Ty i tak się ciesz, przynajmniej o tobie wspomnieli.
Kyle: Jasne, raz. I to na tle rozmowy o Maxie.
Tess (żałośnie): I co my teraz zrobimy? Zostaliśmy sami, w Roswell. Wszyscy albo nie żyją, albo wyjechali.
Kyle (z przygnębieniem): Trzeba będzie jakoś żyć.
Przez chwilę milczą patrząc przed siebie.
Kyle: Chcesz?
Tess (z westchnięciem): Dlaczego nie.
Kyle: U ciebie czy u mnie?
Tess: Przecież to i tak to samo miejsce.
Wstają i schodzą ze sceny.

KONIEC

Posted: Tue Oct 14, 2003 8:19 pm
by piter
nie chce byc banalny, wiec powiem tylko, ze zaje...bardzo fajne... napisz wiecej takich... 8)

Posted: Tue Oct 14, 2003 8:38 pm
by natalii
Fajne i ciekawe:) chociaż bardzo nietypowe

Posted: Tue Oct 14, 2003 9:17 pm
by Maxel
Graalion :mrgreen: onze zajefajny tekst :mrgreen: WIECEJ WIECEJ !!! :D

Posted: Tue Oct 14, 2003 9:34 pm
by {o}
Proponuję napisać kolejną sztukę, tymczasem tę - wysłać do działu fan-fictions na xcom (kategorie: wszyscy, różne; każdy akt do osobnej części) :D :D

Posted: Tue Oct 14, 2003 9:36 pm
by Ela
Graalion fantastyczne :lol: juz dawno tak sie nie śmiałam. Co Cię inspirowało ? Hamlet, Romeo i Julia, a może Pan Tadeusz ? :lol: :lol:

Posted: Tue Oct 14, 2003 9:39 pm
by piter
oczywistym zdaje mi sie, iz natchnieniem dla Graaliona stal sie oddzial swin - zabojcow... i trzeba przyznac, ze jako XI muza odwalily swietna robote... :twisted:

Posted: Tue Oct 14, 2003 9:55 pm
by Graalion
Inspiracja? A, tak mnie wena naszła, żeby napisać coś lekkiego i pokręconego, a przy tym w takiej właśnie formie. Na początku w sumie nie zamierzałem tego przelewać "na papier", tylko zostawić w głowie, ale jak już kilka początkowych scen nabrało wyraźnych kształtów, pomyślałem "dlaczego nie?"
Piter, widzę że bardzo ci się spodobało. Mój tekst w podpisie, no no, nigdy bym się nie spodziewał 8)

Posted: Tue Oct 14, 2003 10:27 pm
by Maxel
przylaczam sie :mrgreen: dla mnie kapitalne :D

Posted: Wed Oct 15, 2003 12:09 am
by piter
Graalion... czy masz jeszcze jakies pomysly, ktore uwazasz za niegodne wstukania na ekran..? :twisted:
zastanow sie nad tym... 8)
to co nastepne..? crossover Roswella i Matrixa...? :twisted: ciekawe jak by to wyszlo... 8)

ps: w kontynuacjach liczymy na pikantne szczegoly, zamiast "Wstają i schodzą ze sceny."... :twisted:
XIII ksiega..? :twisted:

i jeszcze jedno. tak z ciekawosci: ile Ci zajelo napisanie tej "sztuki"?

Posted: Wed Oct 15, 2003 7:22 am
by Graalion
Jakieś 3 dni z przerwami. Pisałem ją tak trochę na boku, dla odprężenia.

Posted: Wed Oct 15, 2003 4:25 pm
by tigi
Graalion, cudownie Ci to wyszło. Coś innego, nietypowego.
Chcę więcej takich opowiadań!

Posted: Wed Oct 15, 2003 5:32 pm
by piter
zauwazyliscie, ze malo kto to przeczytal? :D
pewnie wydaje sie za dlugie... 8)
nie wiedza co traca... :twisted:

Posted: Wed Oct 15, 2003 8:11 pm
by Nan
Graalion, piękne :D :D :D Oj nie mogę... Alex i Egzorcysta byli świetni :lol: I na końcu Tess i Kyle... :lol: Najweselsze dzieło o Roswell... :lol: :lol: :lol:

Posted: Wed Oct 15, 2003 8:17 pm
by natalii
Graalion czekamy na inne Twoje dzieła :) oczywiście podobne do tego bo to było świetne

Posted: Thu Oct 16, 2003 3:06 pm
by maddie
SWIETNE :!: :lol: :lol: :lol: Graalion pisz, pisz, PISZ :!: :lol: 8)

Posted: Thu Oct 16, 2003 11:16 pm
by ciekawska_osoba
ImageImageImageImageImage Graalion to było fantastyczne!!!!!!!!!! Dawno sie tak nie uśmiałam!!! takie opowiadanka w takiej formie mogłabym godzinami czytać!!! ImageNareszcie świeży powiew czegoś zupełnie odmiennego od tradycyjnego popowiadania i to mi się bardzo podoba:)))) Chylę czołaImage to było po prostu najlepsze! Czy masz w zanadrzu coś jescze podobnego? Bo ja chcę więcej!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Posted: Fri Oct 17, 2003 1:58 am
by Graalion
Ogólnie czegoś podobnego raczej nie planuję. Był pomysł i napisałem. Być może będę jeszcze tworzył kiedyś coś humorystycznego, ale raczej nie w takiej formie.