Legendy Kamiennych Komnat

Rozmowy o muzyce z Roswell i nie tylko...

Moderator: LEO

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Fri Oct 17, 2003 7:38 pm

PITER - ja Cię nie poznaję ;) Nie myślałam, ze potrafisz tak pisać ... To, co dotyczyło jednego momentu przeciągniętego na wieczność... Wydaje mi się, że ON nigdy tak naprawdę nie potrafił się odnaleźć. Nigdzie. Na ziemi był kosmitą, na Antarze hybrydą, dla FBI niebezpieczny, dla rodziców dziwny, dla Liz.. no właśnie. Dla Liz był wszystkim. Wzięła cały "pakiet" :) bez "ale". Co prawda długo do tego dochodziła, że jest jak jest i tak musi po prostu być najlepiej.

Co do "kości" - mówisz dokąłdnie to o czym myślałam. Być postrzeganym jako część czegoś większego, to wspaniałe uczucie. Ale do tego dochodzi fakt, że po jego śmierci wojna dalej trwała. Trwała przez ponad pół wieku i ludzie mieli dosyć. Powrócił władca, który potrafił kiedyś walczyć, a że nadal potrafi udowodnił pokonując ludzi. Tych, którzy przeciwko niemu wystąpili. Zatem Antarianie pragnęli spokoju, pokoju, wolności. On mógł ją dać. Wykorzystali się nazwajem. On przy ich pomocy rozładowywał ból, żal i gorycz, oni szukali najpierw wolności, potem chwały. I wilk syty i owca cała. Rozwiązanie politycznie idealne?

to, jak opisałeś kłamstwo, które stało się ideą, było piękne. Często patrzymy na kogoś i widzimy coś, czego nie ma, co chcemy zobaczyć, lub nawet to co jest a czego nie trzeba mówić. zaufali na ślepo, ponieważ była za nim siła i determinacja i wojna na ziemi.

NASTĘPNA CZĘŚĆ SPECJALNIE DLA PITERA W PONIEDZIAŁEK O 22.00 ;)

i nie czepiaj się {O}, bo ja to co on napisał odebrałam nie tylko jako komplement dla siebie, ale i dla Ciebie ;) Poznałam Cię od strony żartów oraz poczucia humoru i niepodzielnego współpanowania wraz z Maxelem w Miodzio i nie myśłałam, że zawitasz w te progi. I nie myślałam, że to co piszę Ci się spodoba, a już na pewno nie liczyłam na taki obszerny, i co tu dużo mówić vel pisać :D , obfity i pochlebny komentarz. bardzo zależy mi na opinii jak największej ilości osób, a już z pewnością na opiniach ludzi, których lubię ;)


NAN - nie wiem czym, ale mam nadzieję, że niczym Cię nie uraziłam i absolutnioe nie porównywałam legend do dzieł Szekspira.

NAN, {o}, Piter - o rodzinie, służbie i dynastii jest już w następnej części. jest tam coś jeszcze, ale to... w poniedziałek. mam nadzieję, że kolejna legenda Was nie rozczaruje. jest spokojniejsza i bardziej stonowana. Piosenki do niej umieszczę w niedzielę w interpretacjach, ponieważ jest taka jedna, która jest po włosku. Moje tłumaczenie nie jest zbytnio dokładne, ponieważ "włoszczyzna" ;) operowa... khm khm... :) jest ciężka do tłumaczenia, połykane literki każą się domyślać. Nie mniej jednak nie wyobrażamsobie tego "odcinka" bez tego utworu. przypusczam, że ELA wie, oczym myślę :)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Maxel
Fan
Posts: 671
Joined: Mon Jul 28, 2003 2:07 pm
Location: Wawa
Contact:

Post by Maxel » Fri Oct 17, 2003 8:04 pm

... moze to nie jest opera... sam szczerze mowiac nie wiem co to za gatunek... ale widze GO w ataku... razem z jego wierna armia... a w tle leci "Carmina Burana"... taaakk....
Po co człowiek żyje ?Aby byćoczamiuszamii sumieniemStwórcy WszechświataTy baranie][-][ ][_][ ][\/][ //-\ ][\][

User avatar
piter
Wieczna zrzęda
Posts: 1724
Joined: Thu Aug 07, 2003 2:57 pm
Location: warszawa
Contact:

Post by piter » Fri Oct 17, 2003 11:59 pm

chyba wypadaloby zarumienic sie nieznacznie i podziekowac... dziekuje...8) ale rumienic sie nie bede :P
dotychczas tak nie pisalem, bo jakos nie rusza mnie interpretacja piosenek, a nigdzie indziej nie mialem pola do popisu... LKK obudzily we mnie ciemna strone mocy... :twisted: piszesz je w stylu, ktory ja prywatnie okreslam mianem "poezji prozą" - i miedzy innymi dlatego tak bardzo mi sie podobaja.
ja sie nie czepiam calego postu {o} - tylko pierwszej linijki, a i ja traktuje tak jak powinienem - jako zart - i w tym tonie tez odpowiedzialem. to taki mechanizm - jak widze gdzies ":twisted:", to od razu mam ochote odpowiedziec tak, zeby na koncu dorzucic taka sama emote... to te 2 miesiace w Miodzio robia swoje... 8). poza tym zdaje sobie sprawe, ze reszta postu {o} awansowala mnie na pelnoprawnego uczestnika tez dyskusji 8). doceniam 8).

znasz wloski... im impressed... :shock:

za dedykacje dziekuje 8).. poniedzialek zapowiada sie PRZYJEMNIE... :twisted:: Angel - kolejna legenda - Futurama - Titus - druga Futurama - Roswell - radosna tworczosc w zakresie zadawania dziwnych pytan i stawiania jeszcze dziwniejszych tez w LKK... :twisted:
i jestem w lozku kolo 4 nad ranem... 8)

jesli chodzi o opere, to bylem raz na Carmen... wszystkoc o pamietam to wszechobecny jablkowy zapach(to byl eufemizm:?) tandetnych perfum jakiejs kobiety siedzacej przede mna... ale za to niektore kawalki Carmen umiem spie... falszowac... 8)

ps: nie moge sie powstrzymac od zapytania... jakim cudem udaje mi sie niepodzielnie panowac w Miodzio, skoro razem ze mna panuje tam Maxel...? :twisted:
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Sat Oct 18, 2003 1:55 pm

MAXEL - słyszałam tę muzykę... faktycznie piękna i zobaczyłam to o czym
pisałeś... ale przy końcówce tej walki słyszę "Ameno" Ery... chyba coś ze mną nie tak, skoro ciągle widze takie zakończenia jak Ty ;)



PITER :P odnośnie niepodzielnego panowania ... MEA CULPA! ;) masz całkowitą rację. Zrzuć to na karb zmęczenia i zawstydzenia ilością komplementów. ;)

Co do tego co wypada a co nie... hmm... rumienić się możesz przy Malinie ;) Mi wystarczy, że Ci się podoba, bo twoje plany na poniedziałek zaczynają mnie martwić. Widze oczami wyobraźni już koszmarne rozczarowanie i słowa : "kurde no, myśłałem, że dziewczyna napisze coś z większym sensem a dała d...khmm.. a jej nie wyszło" :oops: ... widzisz jakie to stresujące ??? :)

jęśli LKK uważasz za pole do popisu, to jestem w szoku...nie powiem... bardzo przyjemnym ;)

"poezja prozą"... tego nie skomentuję. Zachowam dla siebie takie jakie jest, tak jak Maria pudełko na serwetki zrobione przez Michaela. mam już takie pudełko od Maxela, Nan i Eli. i wiesz co? Jakby się waliło, paliło (odpukać), to żadnego nie zostawię :D

co do włoskiego... znam angielski, niemiecki, włoski i francuski (w kolejności płynności posługiwania się ;) ) przy czym mój francuski ogranicza się do "kocham", "nie kocham", "nic nie rozumiem" no i może paru innych słów, ale to nie na "antenie" ;) No i oczywiście znam łacinę... w podobnym zakresie :) może jakieś tam non omnis moriar się zaplącze albo ab ovo ;) niemjusisz mnie podziwiać, bo ta "włioszczyzna" ;), któą przetłumaczyłam z piosenki to bułka z tabasco, żadne wyzwanie. A francuski - ba.. to NAN. Nie ma sobie zapewne równych.

Co do twojego poniedziałku... matko... zacznę Cię męczyć jak Maxela w zadawaniu Pytań co się podobało, co nie i co myślisz :) Ale gdyby nie Maxel, to by się pewnie te legendy nawet nie zaczęły :)

Opera... polecam Turandot z arią nessun dorma (czyli nikt nie śpi), wspaniała. Poza tym są perełki, ale na wszystko musi być odpowiedni moment. To tak jak z wernisażami. Jak byłam na jakimś ostatnio, to patrzyłam jak babeczka wyfiołkowana że aż hej :) wsuwa jedzenie, że jej się aż uszy trzęsły i co? I efekt taki sam jak tej wypachnionej pani z opery. :)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sat Oct 18, 2003 2:12 pm

Nie ma sobie równch...? Przyjdź do mojej szkoły, to ci pokażę 4 klasy takich jak ja... Mniej więcej. A wiecie, co powiedziałas moja romanistka jak się dowiedziała, że przyjaciółką zapisała nas (tzn. siebie i mnie) na olimpiadę z francuskiego? "No tak, i tak nie uda wam się przejść, więc możecie sobie pisać, żadnej różnicy". Tak więc to nie ja.

Legenda... Czy Maxowi przyszedł na myśl Feniks...? Mam na myśli ten tatuaż tego żołnierza... Czy też może to jest "wymysł" jego ludzi, porównujących Władcę do mitycznego ptaka? Przecież On również żył po raz kolejny... I to chyba nie te czasy, ale gdyby wojska Antaru miały sztandar... Feniks to ogień, a ogień niszczy. Wypala. On był jak ogień... Szedł na przód i nic nie było go w stanie powstrzymać, tak jak ogień pali się, dopóki ma tlen. A tlenem było wspomnienie o Niej... I faktycznie, dlaczego ci wszyscy ludzie tak bardzo go wielbili? Dlaczego byli gotowi na wszystko? Czy On w ogóle zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo jego żołnierze są za nim? I gdzie w tym było miejsce Michaela...
Image

User avatar
Maxel
Fan
Posts: 671
Joined: Mon Jul 28, 2003 2:07 pm
Location: Wawa
Contact:

Post by Maxel » Sat Oct 18, 2003 3:06 pm

Feniks to ogień, a ogień niszczy. Wypala. On był jak ogień... Szedł na przód i nic nie było go w stanie powstrzymać, tak jak ogień pali się, dopóki ma tlen. A tlenem było wspomnienie o Niej...
o dokladnie Nan tak wlasnie widze Feniksa w Jego postaci

ps. Słońce nie mow ze gdyby nie ja to legendy by sie nie zaczely bo to w Was - dziewczynach tkwily te pomysly i w koncu dalybyscie im upust :D "ja tu tylko sprzatam" ;)
Po co człowiek żyje ?Aby byćoczamiuszamii sumieniemStwórcy WszechświataTy baranie][-][ ][_][ ][\/][ //-\ ][\][

Hotori
Obserwator Słów
Posts: 1509
Joined: Sat Jul 26, 2003 4:11 pm
Location: Lublin

Post by Hotori » Sat Oct 18, 2003 5:43 pm

jakie to piękne...długo mnie nie było, i widzę że mam czego żałować...
piterku...jesteś fantastyczny !
buzi :D
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''

William Blake

User avatar
Ela
Fan...atyk
Posts: 1844
Joined: Tue Jul 15, 2003 5:55 pm

Post by Ela » Sun Oct 19, 2003 1:52 am

Witaj Hotori, rzeczywiście dawno tu nie zagladałaś. A dla mnie najwartościowsze tutaj to przebogata wyobraźnia LEO i Nan..za którą my, szaraczki podążamy, grzejąc się w ich blasku :shock:
A co do wielkości wodza i króla, nieodgadniona jest miłość lub strach tłumów do swoich władców zdolnych pociągnąć za sobą tak wielu...
A nasz bohater - za co go tak kochano...Mrok i tajemniczość, niesamowita haryzma i odwaga? A może jemu samemu wojna i spalanie się walce to było jedyne co go jeszcze trzymało przy życiu, pozwalało zapomnieć.. Innej alternatywy dla niego nie było. Bo pozostałaby pustka i dręczące wspomnienia.... A muzyka...LEO ja cały czas mam głowie Enię...
Boże, jakie piękne jest o tej porze nocy niebo... :P

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Sun Oct 19, 2003 4:08 pm

Po pierwsze żadne "szaraczki", bo to dzięki Waszym pytaniom piszę! No. ;)

NANIUSIU - nie przesadzaj! W interpretacjach podałaś parę francuskich piosenek i musze się przyznać, że puszyłam się jak paw, że je zrozumiałam ;) - A pewnie i tak niedokładnie :P . Co do tej tzw. nauczycielki. Niech sobie oglądnie Boston Public i zobaczy jacy potrafią być nauczciele ! (oczywiście pomijam fakt, że ci przedstawiani z serialu to wręcz z innej planety są, bo aż takich troskliwych to na ziemi chyba nie ma ;) ) A nie tak od razu kogoś dołować. ja wierzę w twój francuski i czekam z wielką niecierpliwością na jakieś piękne (warunek sin eqva non ;) ) , francuskie (j.w ) i PROSTE (potem mogą sie komplikować, ale wiesz.. na początek.. ; ) piosenki chociażby w interpretacjach, bo dzięki Tobie zaczynam wracać do tego pięknego języka. Tak jak Ela skierowala mnie ku italiano :)

Fenix... hmm... to ludzie Nan, mi się wydaje...albo nie. napiszę o tym przy okazji ;) Ale to co napisałaś i co wspomniał Maxel... tak... taki jest obraz Jego w moich oczach i w legendach. Zresztą sama zobaczysz po jutrzejszej legendzie, że ogień ma wiele znaczeń i zastosowań... to też ogień wewnętrzny. Płomień, który go wypalił stał się w pewnym sensie nowym Nim...

O Michaelu zaczynam wspominać, ale bardzo delikatnie. To postać, która zasługuje na wielką uwagę i szczegółowe przemyślenia. Nie chcę go pokrzywdzić wwprowadzając go za szybko. Do tej pory tylko Maxa kształtuję tak wyraźnie i zaczyna pojawiać się postać generała - siostry, czyli Izabel...

MAXEL - Maxel, no ja nie mogę :) Fakt, wymyśliłam tę wersję Maxa, czyli Przywódcę - żołnierza, zrodziła się o piosence fuel'a, ale gdyby nie to zainteresowanie nie ośmieliłabym się nawet jednego postu umieścić. Kiedtyś nawet pytałam Nan i podzieliłam jej pogląd, że może się z tego zrobić spaghetti western, dlatetgo wahałam się, a Ty mi dodałeś odwagi i za to dziękuje Ci. No i jesteś (mam nadzieję, że z nieprzymuszanej ;) woli ) "czytaczem" LKK, którego oceny są mi bardzo bliskie i drogie. Po tym jak wypowiadasz się i Ty i Nan widzę, że ten obraz przemawia do Was tak, jak chciałam by przemawiał. Podobnie Ela i teraz powolutku i ostrożnie ;) dołącza Piter i wcześniej troszkę {O}.
I nie "sprzątasz", tylko wymiatasz ciekawe spostrzeżenia.

HOTORI - co jest piekne i za co Piter jest taki fantastyczny :) :shock: ??

ELU - tylko nie pisz o szaraczkach i grzaniu się w blasku autorów, bo czuję się jak przeciążony reflektor i któregoś poniedziałku po 22.00 będzie wielkie bzzzzzz.....t! i okaże się, że grzejniczek i światełko zgasło, a "czytacze" posnęli w ciemnościach z nudy... ;) ....i co wtedy? :) Jutro powiedz mi, albo jak znajdziesz chwilkę, co myślisz o kolejnej legendzie. Ta będzie stonowana i barzdiej w klimacie pierwszej.
...jemu samemu wojna i spalanie się walce to było jedyne co go jeszcze trzymało przy życiu, pozwalało zapomnieć.. Innej alternatywy dla niego nie było. Bo pozostałaby pustka i dręczące wspomnienia....
To On Elu... to chciałam, żebyście przeczytali.... dokładnie to miałam na myśli...

Niebo.. ELU, jak popatrzysz w nie kolejnego wieczoru, może uda ci się jutro po legendzie, bo i tam opisuję niebo, powiedz, czy widzisz je tak jak On, czy tak jak Jego siostra...


JUTRO w kolejnej legendzie 3 utwory:

1. Dave Matthews Band - the dreaming tree
2. Sarah Brightman - Anytime anywhere
3. Tracey Chapman - bridges...

polecam przesłuchać w trakcie cztania ;)
[/quote]
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Oct 19, 2003 6:20 pm

Leo, zaostrzasz mi apetyt... Na piątek :wink: To było jednak genialne posunięcie z mojej strony - przesunięcie Legend na piątek... Inaczej na pierwszej lekcji we wtorek (francuski!) bym sobie smacznie chrapała. A w piątek to sobie mogę pofolgować... Na razie jestem "w niesmaku" po francuskiej wersji Idola. Nie podoba mi się, zacytowałabym Julię Roberts z "Mój Chłopak się żeni"... To o tej galaretce :D

Oderwałam się od pasjonującej biologii i zajęłam się czymś przyjemniejszym :wink: Usiłuję to sobie jakoś poukładać... Nie biologię, tylko legendy, rzecz jasna... I dojść do tego, kiedy to się rozgrywa, co już było z serialu i gdzie był ten punkt zwrotny. Na pewno po TEOTW... Być może nawet po śmierci Alexa... Bo podobno generał również był nieco podobny do Niego... I tylko ich przyjaciel był... inny od nich, coś czuł... Bo przecież Isabel potrafi być straszna, gdy chce... A teraz najwyraźniej chce. Chociaż chyba nawet ona nie potrafiłaby Go zatrzymać. W takim razie... Wojna toczyła się również z ludźmi. Z tymi, którzy zabiji Ją, którzy mu Ją odebrali... Czy toczyła się również przeciwko zwykłym ludziom, ludziom, wśród których kiedyś żyli? Czy On nie miał względów dla dawnych przyjaciół, dla Kyle'a, Marii, Szeryfa, swoich własnych dawnych rodziców? Czy też może oni stanęli po jego stronie...? Czy On pozwolił przelewać krew ludzi takich, jak Ona? Czy podbił tą planetę, która niegdyś była jego domem, czy zostawił ją w spokoju, mszcząc się jedynie na nich, na bezdusznych potworach...? Chyba nie... A w takim razie czy w jego kamiennym i pustym sercu drgnęło coś na dźwięk słowa "rodzice"...? "Przyjaciele"? A może w sercu Isabel...? Jak to wszystko wpłynęło na Michaela? Podążał za Nim, który był mu kiedyś jak brat, ale potem stał się kimś obcym i nieznajomym...?

"Michael stał na środku kamiennej, pustej komnaty. Zadziwiające, jak w obecności Jego wszystko zawsze wydawało się być... tak niesamowicie uporządkowane i bezosobowe. Michael zerkał na niego niespokojnie - stał odwrócony tyłem, patrzył gdzieś za okno. Milczał. Wszyscy milczeli. Nikt nie ośmieliłby się odezwać w takiej chwili. W Michaelu szalał tajfun niepokoju. Musi się udać, musi... "Tylko jedno słowo, Maxwell" pomyślał z rozpaczą z przyzwyczajenia nazywając go dawnym imieniem.
W końcu On odwrócił się i Michael dostrzegł jego oczy. Były tak samo zimne, nieruchome i pozbawione śladów jakichkolwiek emocji jak zawsze od tamtego dnia. Michael spuścił nisko głowę. Już wiedział. Wszystko przepadło..."
Image

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Sun Oct 19, 2003 9:44 pm

NANIUŚ! - ja baaardzo proszę nie telepatyzowć się! kategoryczny sprzeciw! :P Nie można zadawać pytań, na które już jest napisana odpowiedź! :D

Co do czasu akcji... chyba pisałam ,że to po III serii? Tylko nie bezpośrednio, bo legendy opowiadają o tym, co było w zamierzchłej przeszłości.

Co do Izabell, nic dodać nic ująć... odczytałaś znów moje myśli i sens tych postaci, które opisuję szerzej jutro :) Podobnie blisko jesteś postaci Michaela. Co do wojny na Ziemi... to wspaniale ujął Maxel w pierwszej recenzji po Lkk nr 1... polecam do niej wrócić, bo z początku sie przeraziłam tym co zobaczył, ale potem zrozumiałam jak trafne to było spostrzeżenie... I dalo mi dużo do myślenia.

ten fragment... pięknie pasuje ... sam wzrok, bez słów... jedno imię, dawno zapomniane... nadzieja, kórą ktoś w końcu powinien mieć... śliczne Nan... Widzę znaczki cytatu... czyjego, jesli moge spytać, bo mam nadzieję, że nie powielam czyiś pomysłów? Mam nadzieję.
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Sun Oct 19, 2003 9:56 pm

Leo, nie powielasz - to był mój cytat, tzn. o ile kilka zdań wymyślonych naprędce może być cytatem... Przecież legendy są twoje i jeszcze nie spotkałam nigdzie czegoś takiego.
Poza tym w takim razie to jest w jutrzejszej legendzie, czy też może mam problemy z rozumieniem tekstu...? Chyba trzeba wszystko jeszcze raz przeczytać...
Image

User avatar
piter
Wieczna zrzęda
Posts: 1724
Joined: Thu Aug 07, 2003 2:57 pm
Location: warszawa
Contact:

Post by piter » Mon Oct 20, 2003 1:27 am

no dobra... wczoraj mnie nie bylo a ze obiecalem sobie nie wchodzic do LKK przed zmrokiem :wink:, to jestem dopiero teraz.
LEO wrote:Jakby się waliło, paliło (odpukać), to żadnego nie zostawię :D
LEO, z uwagi na Twoje, jako tworczyni legend, bezpieczenstwo musze Cie prosic, zebys w takim przypadku zostawila to pudelko... ja zawsze moge to powiedziec jeszcze raz... 8)
Hotori wrote:piterku...jesteś fantastyczny !
LEO wrote:za co Piter jest taki fantastyczny ??
piter jest fantastyczny z definicji 8) . poza tym jak mawia Johny Bravo.."Laski leca na wrazliwcow..." 8)
dobra, dosc tych zartow...
wszyscy tak ladnie pisza o Feniksie, ze ja tez postanowilem cos wymodzic... (to wina tej godziny... na trzezwo nigdy bym Was czyms takim nie zameczal 8) )

***

Powiedział, że dzisiaj sam poprowadzi oddział. Nie robił tego często. Wiedział, że jego obecność rozprasza żołnierzy. Inaczej jest, gdy idzie się za legenda na śmierć, a inaczej, gdy legenda leży obok ciebie w okopie, tak samo narażona na kule. Zdawał sobie z tego sprawę, ale nie miał wyboru - potrzebował tego. Na co dzień zimny i nieprzystępny pragnął wytchnienia. Tylko w walce mógł uwolnić Feniksa. Uwolnić furię.

W uszach cały czas brzmiały mu wrzaski. Wrzaski ludzi umierających potworną śmiercią, której nie koił przyjazny dźwięk, czy łagodny dotyk. Feniks się budził. Feniks żądał krwi. Nieważne czyjej. Każdy kto stanie mu na drodze musi zginąć. Każdy, kto się sprzeciwi musi zostać ukarany. Za NIA. Będą cierpieć za każdą JEJ łzę, za każdy bezgłośny szloch, który wstrząsał JEJ ciałem, kiedy wtulona w poduszkę myślała, ze ukochany śpi. Wtedy bał się ją przytulić, bał się prawdy którą mógłby usłyszeć... że ONA cierpi.. Teraz, rozpłatując ciała obcych mu ludzi, płakał nad każdą kolejną nocą, nad niekończącym się ciągiem aktów tchórzostwa. Tak bardzo ją kochał, że bał się usłyszeć, że nie może dać jej prawdziwego szczęścia... Że nigdy jej go nie dał...

Łzy mieszały się z krwią. Jego twarz, zwykle tak bezosobowa, była nie do poznania, wykrzywiona przez furie. Zastępy wrogów uciekały na jego widok, tratując swoich własnych towarzyszy. Nikomu się nie udało.
Kochał walkę. Jego własny krzyk tonął w tysiącach innych głosów. Niezauważony. Tak jak zawsze tego pragnął. Był jednym z wielu.

Ciała zabitych utrudniały przestawianie nóg. Jakby nawet po śmierci nie chcieli zostawić go w spokoju. ON jednak szedł. Inni żołnierze na powrót zmienili się w poddanych, więc w promieniu kilkuset metrów nie było nikogo. Nikogo żywego. Morze trupów wzmagało poczucie winy. Wiedział dokładnie ilu ludziom dzisiaj odebrał życie. Nigdy nie liczył, ale zawsze wiedział. Przez chwilę, ta liczba go przerażała. Miał ochotę zawyć, utonąć w bezdennej rozpaczy... Ale wtedy jego myśli wróciły do NIEJ. Wracały zawsze, kiedy chciał płakać czy uśmiechnąć się. Jego rysy stwardniały. Zasłużyli na to. Nie będzie płakał po mordercach.

Feniks przycichł. Zaspokojony czekał cierpliwie, aż furia znów stanie się nie do zniesienia. Wtedy ją z siebie wyrzuci. Jak zawsze. Bo przecież wojna się nie skończy. Prawda?

Prawda - odpowiedzial cichy glos w jego wnetrzu.

***

LEO, jezleli cos Ci nie pasuje do Twojej koncepcji, to zawsze masz moda w Muzyce - nie krepuj sie 8).
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.

Hotori
Obserwator Słów
Posts: 1509
Joined: Sat Jul 26, 2003 4:11 pm
Location: Lublin

Post by Hotori » Mon Oct 20, 2003 10:01 am

piter ...zadziwiasz mnie !
no,m ale ja teraz wkraczam do akcji...
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''

William Blake

User avatar
malina
Zainteresowany
Posts: 316
Joined: Tue Jul 29, 2003 10:54 pm

Post by malina » Mon Oct 20, 2003 12:50 pm

Wy sobie nie myślcie,że ja tu nie zaglądam :D Jestem bardzo często i Was obserwuje (czyt. czytam)niczym Wielki Brat :D Na razie się nie wtrącam bo nie wiem czy potrafię,ale może kiedyś....Jestem pod wrażeniem....
Piter-mogłabym napisać,że się nie spodziewałam,że mnie zadziwiłeś wrażliwością etc. ale ja powiem tak: nie jestem zdziwiona i jakkolwiek by to nie zabrzmiało:tego się można było po Tobie spodziewać...teraz to już jestem zauroczona :) pozdrawiam

User avatar
LEO
Minstrel przy dworze Czasu
Posts: 978
Joined: Fri Sep 12, 2003 7:16 pm

Post by LEO » Mon Oct 20, 2003 10:22 pm

3. LEGENDA O RODZINIE

„Człowiek mógłby żyć samotnie przez całe życie. Ale chociaż sam mógłby wykopać swój własny grób, musi mieć kogoś kto go pochowa”. James Joyce.

I dynastia przetrwała.

Dynastia, której władca nie był tej samej rasy co jego naród.
Dynastia, która miała królową, która nie była żoną króla.
Dynastia, której król nie przedstawił swej żony swemu ludowi.
Dynastia, której królowa miała męża, który nigdy tam się nie urodził.
Dynastia, która liczyła na potomka, który istniał, ponieważ jego ojciec popełnił błąd.

I pomimo faktu, że dynastia trwała tak długo przed nimi, to właśnie oni ja zapoczątkowali.

A drzewo stało. Wśród innych. Wiatr próbował je złamać, ale ono potrafiło ugiąć się przed jego naporem. Powyrywał mu gałęzie i zerwał korę, ale ono nadal stało. Słońce próbowało je wysuszyć, ale wtedy ono chciwe życia wypuściło jeszcze głębiej swe korzenie i zachłannie czerpało najmniejsze drobinki wody, by przetrwać. Dawało schronienie zwierzętom. Ale przyszedł człowiek i wszystko się zmieniło. Na zawsze. Potrzeba było miejsca dla człowieka. Więc ginęły kolejne drzewa. Jedno po drugim. I w końcu przyszła pora na to drzewo, które kiedyś tak bardzo pragnęło przetrwać, żyć. I człowiek zobaczył jak stare ono jest. I postanowił je oszczędzić. I stoi samotne drzewo pośród dżungli domów i wieżowców. Ma wodę i odrobinę słońca. Za mało by chcieć żyć, za dużo by móc umrzeć... I przeżył On. Chciał pomścić. Chciał umrzeć. Ale w końcu pozostał tym, który przeżył. Może właśnie dlatego, że tak bardzo pragnął śmierci. Co cię nie zabije to cię wzmocni – mawiali ludzie. I po cóż? By móc patrzeć jak zostaje się samym? By w nagrodę za starość dostać powolną śmierć? Najważniejsze by potrafić wiedzieć, kiedy odejść... dopóki jest jeszcze ktoś, komu zależy, bo nie można przecież pogrzebać wszystkich...


Stojąc tu
Starzec powiedział do mnie
zanim powstały te zatłoczone dziś ulice
stało tu moje drzewo marzeń
Pod nim zwykł był siedzieć
przez godziny
teraz postęp zabrał
co tylko mógł
I ciężko mu teraz
czuje zbliżający się zmierzch
jakże by pragnął znów
usiąść pod swoim drzewem marzeń

pokonał strach by się na nie wspiąć
czas stanął w miejscu
gdy dziewczyna, którą pocałował jako pierwszą
obiecała mu, że będzie jego
pamiętał słowa matki
co pod tym drzewem padły
”nie ważne co się stanie”
Mym dzieckiem pozostaniesz”
”mamo, proszę przyjdź
drzewo marzeń umiera”
powietrze staje się gęste
strachu już nie mogę ukryć
drzewo umarło

Nie masz litości?
rzeczy, które robię
Nie zaprzeczam im
jednak ten uśmiech
zwodniczy jak niebezpieczeństwo
nie zaprzeczam mu
w głębi siebie wiem
że opuściłbym cię
gdybym miał siłę
by cię opuścić
pozostawić własnym sprawom
nie powiesz nic?
Zniesiesz żal?
nie proszę o wiele
ale proszę, odezwij się?

Od początku
wiedziała, że jej się uda
że pójdzie łatwo dopóki
osiągnie pewien poziom
adoratorzy zjawiali się hordami
by leżeć na jej śladach
oddała wszystko co miała
lecz blask klejnotów pobladł
teraz jej ciężko
czuje nadchodzący zmrok
jak do tego doszło, że wszystko się rozpadło?
pije by zapełnić pustkę
uśmiech najsłodszych kwiatów
zwiądł i zgorzkniał
czarne łzy znaczą policzki
dawniej tak uwielbiane
wspomina, że gdy była mała
na kolanach swego taty
obiecał jej
”zawsze będziesz moim maleństwem”
”Tato, chodź szybko
drzewo marzeń zwiędło
nie potrafię odnaleźć drogi do domu
nie mam się gdzie ukryć
zginęło moje marzeń drzewo”

Gdybym miał siłę by
zostawić cię
twojemu przeznaczeniu
Nie powiesz nic?
Zniesiesz żal?
Nie proszę o wiele
Lecz błagam, odezwij się?

Cofnij czas, zabierz mnie tam...

Błagam, ocal mnie. (Dave Matthews Band – The dreaming tree)


Dynastia to rodzina. Czym jest rodzina, jeśli nie ojcem, matką i dziećmi? Czym jest dynastia, której potomkowie nie mają ani matki, ani ojca? Jak nazwać dynastię, która ma dwie rodziny, a żadna nie jest prawdziwą? Po wielu miejscach krążą legendy o Jego rodzicach. Ponoć nigdy nie wiedzieli do końca kim są ich dzieci. Ani jedni, ani drudzy. Nikt z nich nie potrafił poznać własnego dziecka. Legendy głoszą, że Seniorzy dynastii pragnęli dobrze, ale korona nakłada pewne zobowiązania, które wytyczają drogę dla kolejnych pokoleń. One nie mają wyjścia. I powiadają, że być może On byłby taki sam jak jego Ojciec, ten który władał przed nim, ale czymkolwiek jest przeznaczenie, wkroczyło ono w plany Starego władcy. A matka? Kimże była ta, która kochała za każdym razem? Za każdym razem widziała cień nadziei. Czy popełniła błąd próbując odtworzyć przeszłość? To, co nie powinno było się odrodzić? Czy ktokolwiek może decydować o sprawach boskich? Kim lub czym jest Bóg, skoro pozwala ingerować w swoje plany? Pozwala, by miłość matki pokonała śmierć, by istniała bezwarunkowo. Za każdym razem. Bo czym jest miłość bezwarunkowa? Kto powinien pokazać, na czym ona polega? Jak nazwać kogoś, kto nigdy nie poznał znaczenia kluczowych słów? Jak nazwać tego, kto całe życie szukał odpowiedzi i znaczenia tych właśnie kluczowych słów, by w końcu poznać prawdę i sens słowa a następnie oddać własne dziecko, by uratować mu życie ? On, jego matka... Ludzie, którzy bywali w jego otoczeniu zanim jeszcze nie odgrodził się od nich mawiali, że więcej w nim było z matki, niż z ojca. I to go zgubiło. Chciał zawsze dobrze, kochał i miłość liczyła się dla niego najwięcej. Wszyscy doskonale wiedzieli, że małżeństwo władców, to małżeństwo z rozsądku. Powiela się te same schematy, podąża utartymi ścieżkami, a historia uwielbia zataczać koło i powtarzać się. Nie ma wyjątków...
Rodzice... ci, którzy wzięli na wychowanie cudze dzieci i postanowili dać im dom, rodzice - o ile w ogóle mogli nimi tak naprawdę być...Ponoć ktoś im pokazał TE taśmy, które jego ludzie wykradli... ponoć poznali prawdę... Legenda mówi, że kobieta, która kiedyś bardzo pragnęła być jego matką nie chciała wierzyć temu, co zobaczyła... chciała zbliżyć się, ale straciła go. Bezpowrotnie. Tyle razy cierpiał, a jej nie było w pobliżu. Straciła go wtedy, ponieważ nie potrafiła wyczytać z jego twarzy tego, co musiał przejść sam. Nigdy go nie poznała, nigdy jej na to nie pozwolił, nigdy nie pozwolił na to sobie. Zawsze był sam, chociaż nienawidził tego, nienawidził swojej inności, a ona... ona patrzyła na niego i starała sobie przypomnieć jaki był kiedyś, jakim był dzieckiem, ale on nigdy nim nie był, on zawsze był dorosły i zawsze poważny, samotny... Pragnęła pogłaskać go po głowie, ale on bał się bliskości. Wtedy, gdy spotkał swych rodziców, chciała dotknąć jego policzka. Zatrzymał jej dłoń w połowie drogi. Łzy popłynęły po jej twarzy. A potem, potem przy tych, których nie potrafił nigdy tak naprawdę pokochać, nie dlatego, że nie chciał, tylko dlatego, że się bał. Ojciec nie potrafił zrozumieć. Nie rozumiał. Nie wiedział jak go usprawiedliwić, chyba nie uważał, że to usprawiedliwienie mu się należało. Nie wolno było zabijać, nikomu, nikt nie ma prawa odbierać życia i ponoć tak powiedział. Ojciec nie mógł zrozumieć, że i iuch czeka wygnanie, które uratuje im życie, bo za wszelką cenę należy chronić to, co jeszcze daje odrobinę poczucia normalności. Jedyną różę dusi się pod kloszem, by uchronić ją od mrozów...Nie zostawił im wyboru, to był zbyt ryzykowny luksus. Nie zostawił nikogo, kto mógł jeszcze zostać skrzywdzony. Nie wiadomo dokładnie jak i gdzie, ale zabrał ich ze sobą...




Ulice są inne*
Zmieniają się twarze
Takie będzie moje miasto
Nie znam go już
Tej godziny sama jestem obca
Bez ojczyzny

Pamiętam, że byłeś tam
Każdą emocję
Każde prawdziwe oddanie
Zawsze, wszędzie

Domy są inne*
Głosy są inne
To będzie moje miasto
Którego nie znam już
Tej godziny jestem sama obca
Bez ojczyzny

Pamiętam, że byłeś tam
Każdą emocję
Każde prawdziwe oddanie
Zawsze, wszędzie

Wszystkie lata mijają
Zmieniają się losy
To będzie moje miasto
Którego już nie znam
Tej godziny jestem sama obca
Bez ojczyzny...



Podczas tego jednego święta w roku ulice wypełniały tłumy, które nie miały celu innego, jak po prostu bawić się. By pamiętać, by oddać cześć i pokłon, by potwierdzić, że dziękują ... nadal. Dźwięki różnorodnych instrumentów stapiały się w jeden rytm. Jeden układ nut snuł się echem przez ulice, mury domów i przenikał przez skórę do krwi. Kolorowe stroje podskakiwały w rytm muzyki, która niosła radość wszystkim, oprócz... a to przecież było i dla Niego, i dla Niej... uśmiechy radości, zadowolenie, że wreszcie nikt nie umrze więcej, że nie ma głodu a choroby nie są już żniwiarzem wszech czasów... splecione dłonie wznosiły się ku górze i opadały swobodnie na dół, rąbki spódnic falowały podczas obrotów, jak w zwolnionym tempie było widać zbliżające się do klaśnięcia dłonie... bransolety dźwięczały na nadgarstkach i kostkach stóp...rytm szczęścia... Stopy w takt muzyki uderzały o podłoże, jednocześnie lub naprzemiennie... Kobiety przyozdobione klejnotami nie bały się ich pokazywać, nie bały się szczycić swą urodą, długie korale i kolczyki wraz z ruchem podskakiwały i starając się podążyć w nadanym im siłą obrotu kierunku brutalnie zawracały wraz z jego zmianą Tej jednej nocy blask pochodni oznaczał wyłącznie bezpieczeństwo, tej jednej nocy uśmiech był zaproszeniem, zachętą, prośbą...
Płomienie pochodni rozświetlały mrok nocy, przyciągały innych z najodleglejszych zakątków metropolii. Tysiące świateł rozświetlało noc dając ciepło i przyciągając owady, których skrzydła topiły się od płomieni...a On patrzył i żałował, że tak właśnie musi być. Niektóre motyle żyją tylko w nocy i pragną światła, ale ono zabija je, przyciąga i niszczy... Przyciąga i niszczy... jego motyl spłonął w wątpliwym świetle. To o tym musiał myśleć, gdy odwracał się wtedy od okiennic i chował w mrocznym wnętrzu kamiennej komnaty... Większość domyślała się powodu jego smutku, powodu, dla którego nigdy nie pojawił się pośród korowodu, który niczym legendarny ziemski chiński wąż wił się wokół pałacowych murów... Wystarczyło im, że spoglądając w jego okna widzieli je uchylone. Domyślali się, że On tam jest... Wiedzieli, że patrzy na błyszczące starym złotem i pomarańczem gwiazdy i księżyce skrywające swe okazałe kształty za ciężkimi chmurami. Ponoć kiedyś patrzył w niebo szukając swego domu. Teraz robił to samo, tyko w jego oczach nie było radości na myśl, że gdzieś może być lepiej.
Tysiące kwiatów, tysiące płatków i pączków, które ktoś przywiózł stamtąd, które z pietyzmem hodował dając im ziemię, dając wodę, pilnował, by rosły i miały kolce, by były białe. Nikt nie wie, czemu akurat białe, symbol czystości i śmierci. Legenda mówi, że mają z Nią związek, ale przecież nie była niewinna, ani ona, ani on, ale przecież oboje byli martwi.
Ponoć ona wtedy wchodziła do niego. Cicho stąpała by go nie wystraszyć, chociaż doskonale wiedziała, że słyszał jej kroki jeszcze za drzwiami. Nie pozwalał jej się do siebie za bardzo zbliżać. Więc siadała cicho i patrzyła na jego opuszczoną głowę i wzrok skierowane na puste, zwrócone do góry dłonie. Siadał na brzegu łóżka opierając łokcie na kolanach, a jego głowa opadała ciężko obarczona wszystkimi wspomnieniami. Była blisko i była jedyną osobą, która go mogła takim zobaczyć. Tak mówiły legendy. Podczas gdy inni się bawili ona siedziała w ciemnościach patrząc na niego, a on czując jej obecność uspakajał się i zasypiał. Wtedy siadała bliżej. Tak blisko, że gdy wyciągała drżącą dłoń i zbliżała ją do jego ramienia czuła jego ciepło. Robiła tak co noc, jakby chciała się przekonać, czy posąg którym był na co dzień jest faktycznie żywym ciałem, w którym płynie krew, jego własna, nie ta przelana, ta cudza, tylko jego własna...
A on, zanim zapadał w coś, co kiedyś było snem, wiedział, że siostra jest za drzwiami, wiedział, że ona zawsze wie, kto jest u niego i wiedział, że jak zawsze nie zapyta co się tam działo, bo chociaż nie działo się nic to jednak za każdym razem zdarzało się wiele. Również u niej. Ona też się zmieniła, ale najgorsze było to, że wiedział o tym tylko On i nikt więcej... nikt ich nie znał tak dobrze jak oni sami... i nikt nie był w stanie im pomóc. Więc On zasypiał widząc jak skulona płacze w kącie komnaty, ale nie potrafił jej przytulić. Nie potrafił dodać jej otuchy, nie potrafił skłamać. Tego nigdy nie potrafił...

Wiecznie obcy...
Wiecznie inni...
Wiecznie sami...

Ona pragnęła tańczyć wraz z innymi, śmiać się jak dawniej, krzyczeć, kochać, szaleć, ale jedyne co potrafiła to osunąć się przytulona do ściany odgradzającej ją od brata i płakać... Kiedyś, tam, byli inni, potrafiła kłamać. Tu nie potrafiła oszukać nikogo. Teraz było łatwiej, ponieważ za nim przybywali inni im podobni, ale piętno i tak zrobiło swoje. Patrzyła w lustro, na siebie i na przemykający się przez palce czas... znała każdą bliznę, każdą zmarszczkę... żadnej nie pozwoliła usunąć... jak brat... to były talizmany... nie miała nikogo już... umierała tak samo jak on... tylko znacznie wolniej... żyła nadzieją, że będzie miała dom, ale czym był dom, skoro nie mogła poznać swoich rodziców, czym była wolność, skoro nie mogła żyć tam gdzie chciała, czym śmierć, skoro o swojej własnej nie mogła zadecydować? Więc trwała jak skała. Przy Nim. Łudząc się nadzieją, że jest potrzebna. Bo była, ale żadne z nich nigdy się do tego nie przyznawało. To była ona. Królowa, która pełniła swą funkcję lepiej, niż niejeden władca i nie było to wymuszone. Wszyscy mówili, że była do tego stworzona. Służba wiedziała najwięcej. Ale wiedział też każdy żołnierz. Te dwie grupy mogły stworzyć najpełniejszy obraz rodzeństwa. On usuwał się w cień przed zwykłymi ludźmi. Przed każdym, kto nie był wrogiem. To potrafił od zawsze. Tylko teraz nie przepraszał. Nie miał kogo, a nawet gdyby ktoś się znalazł, On już nie potrafił. Ona była jego przewodnikiem po własnym domu, po twarzach służby, po twarzach żołnierzy, ona kazała przygotowywać mu posiłki i mówiła, że mu smakowało, chociaż prawdopodobnie On nie przywiązywał żadnej wagi do jedzenia. Przestało smakować, tak jak życie. Stało się koniecznością. Ale ona wiedziała, że te postaci, które przechodziły w ciszy koło ich komnat, one były i troszczyły się o nich. Nie z przymusu, nie z obowiązku, ale z miłości. To ona dbała, by czuli tę miłość i przywiązanie... Nie pozwoliłaby, by myśleli, ze są mu niepotrzebni. Nie pozwoliła dopuszczać do siebie myśli, że On już nikogo nie potrzebuje. To ona wydawała rozkazy i nikt nie śmiał się jej sprzeciwić, a gdy ruszali do decydującej walki zawsze była przy Nim, chociaż żaden taktyk by tego nie pochwalił. Ryzykowała, ale to nie było ryzyko dla niej. Gdyby zginęli, musieli zginąć oboje. Jeśli armia miała przegrać - jej Wódz przegrałby również, a jeśli i król, to i jego generał. Kolejne stare i samotne drzewo...
Szarzy ludzie, ci którzy widywali ją na ulicach pragnęli uściskać jej dłoń, pragnęli porozmawiać, ale ona wolała, by z nimi rozmawiał jej mąż...

On, ona – jego siostra i on – jego przyjaciel. Krąg trzech ludzi. Nie całkiem ludzi. Ale krąg. ... kamienne komnaty widywały śpieszące po stopniach z marmuru postaci, znikające za kolejnymi drzwiami... Była kobieta, która co noc przychodziła i siadała koło Niego. Czekała cierpliwie, aż pozwoli jej być przy nim gdy zaśnie... Legenda głosi, iż to właśnie ta kobieta wiedziała najlepiej co dzieje się za kamiennymi ścianami jego pokoi. To ona najczęściej widywała kobiety z nich wychodzące i za nimi znikające. Bezszelestnie stąpały po kamiennych posadzkach, by ... by być z Nim. Nikt nie wiedział skąd przybywają, gdzie je znalazł On, lub kto je dla niego wyszukiwał. Gdy rozmawiano o tym, a rozmawiano często, ale też zawsze półszeptem, rozmowa kierowała się ku Królowej. Jego siostrze. One zawsze miały jedną cechę. Nie przypominały Jej i nigdy ponownie nie odwiedziły pałacu. Nikt nie znał ich imion, nikt nie wiedział dokąd wracały, lub gdzie się udawały. Były jak dni, które mijały. Inne, a jednocześnie takie same. Były takie, jakimi zapamiętali je służący. Każdy widział co innego. Każdy szukał w nich tej wspólnej cechy. Nikt nie potrafił zrozumieć, czemu akurat te. Potrafili tylko zrozumieć Jego samotność i pewne potrzeby, którymi oszukiwał samego siebie. Ale On nie wdawał się w dyskusje. Był. Po prostu. Legendy głoszą, że jedna z nich wróciła i nie chciała odejść. Była piękna. Smukła, o dużych ciemnych oczach. Jednak znikła. Spośród osób spoza dynastii tylko stary lokaj widział ją ostatni. Widział jak rozmawiała z królową i to ponoć ona widziała ją ostatnią tak naprawdę... ale to już inna legenda.



Wszystkie mosty, które za sobą spaliłeś
Któregoś dnia cię dogonią
Któregoś dnia odkryjesz, że
Jesteś samotny

Kochanie, ja
Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić
Ale nadal nie potrafię sobie poradzić

Wszystkie upiory przeszłości odnalazły mnie
I jak moja przeszłość myślą, że do nich należę
W snach i ciemnych zaułkach okrążają mnie
Dopóki nie zapłaczę...

Daj mi czas, bym mógł to wszystko naprawić
Czas by wszystko to cofnąć
Czas, bym powiedział Ci co czuję
Czas bym naprawił błędy

Ale ty możesz
Odejść
Być sama
Cały czas analizować
Jak powinno być
Jeśli miłość to jest właściwe uczucie
Jakoś obmyślisz plan
Nie poddasz się
Kochanie

Każdy ci to powie...
Każdy

Potrzebujesz czasu, by to przemyśleć
Czasu, by zrozumieć słowa, które powiedziałem
Czasu, by pomyśleć o swoim życiu
Czasu, zanim wszystko to odrzucisz

Ja nie mam już czasu
By siedzieć, czekać
Lecz znajdę go
Jeśli powiesz, że właśnie mnie pragniesz
(Tracey Chapman – Bridges)
"...I'm a member of that group of... outsiders. So... thank you, Roswell... Thank you for... for letting me live among you...Thank you for giving me a home... "

Hotori
Obserwator Słów
Posts: 1509
Joined: Sat Jul 26, 2003 4:11 pm
Location: Lublin

Post by Hotori » Mon Oct 20, 2003 10:29 pm

Leo ta Ona, o dużych, ciemnych oczach...jak Ona znikła ?
'' It is easier to forgive an enemy than to forgive a friend''

William Blake

User avatar
Maxel
Fan
Posts: 671
Joined: Mon Jul 28, 2003 2:07 pm
Location: Wawa
Contact:

Post by Maxel » Mon Oct 20, 2003 11:55 pm

wlasnie... opowiedz nam nastepna legende :D prosimy :D Co do tej czesci... naprawde podoba mi sie jak opisalas przezycia siostry - mimo ogolnego, spokojnego tonu tej historii to bylo naprawde ciekawe i wciagajace. I kim byla ONA ? :shock:
Po co człowiek żyje ?Aby byćoczamiuszamii sumieniemStwórcy WszechświataTy baranie][-][ ][_][ ][\/][ //-\ ][\][

User avatar
piter
Wieczna zrzęda
Posts: 1724
Joined: Thu Aug 07, 2003 2:57 pm
Location: warszawa
Contact:

Post by piter » Tue Oct 21, 2003 2:10 am

dobra, mysle, ze ustalimy, ze kazdy moj post w tym temacie domyslnie zaczyna sie od pochwal 8) - to zaoszczedzi mi mase czasu 8)

Maxel - moim zdaniem ta ONA w sypialni to jego matka... ale to tylko moje domniemania...

LEO - bardzo mi sie podoba to stopniowe wprowadzanie postaci. licze, ze za tydzien swoja obecnoscia w legendzie uraczy nas Michael.

ten opis swieta bardzo kojarzyl mi sie z Belleteyn Sapkowskiego (nie pamietam w ktorym to bylo tomie... a moze w opowiadaniach.. :? ) - taka mroczna, nieco wyuzdana atmosfera... bardzo sugestywne...

swietny pomysl na oddanie roznicy pomiedzy NIM a jego siostra - ona umierala powoli, karmiac sie nieistniejaca nadzieja. on nadziei juz od dawna nie mial. tak wiec to ona musi podtrzymywac jego zycie - niemalze namawiac go by zechcial przetrwac kolejny dzien... trudna rola... jednak to dzialalo w obie strony - ona tez nie moglaby zyc bez niego... jej zycie straclioby resztki sensu. bo wydaje mi sie, ze wlasnie w NIM ulokowala swoje ostatnie ludzkie odruchy - lojalnosc, milosc, potrzebe troski. mysle, ze Isabel caly czas wierzyla, ze pod ta zimna skorupa zyje jej brat...

odnosnie kobiet, ktore sprowadzal sobie do palacu... jestem bardzo ciekaw co sie z nimi dzialo... czy ktos pozniej o nich slyszal? dlaczego ta jedna noc z NIM tak bardzo je odmienila, ze pragnely zniknac ze swiata? a moze nie dano im wyboru..?

jakies pomysly na temat stosunkow Isabel - rodzice..? to tez ciekawa kwestia...

i jeszcze slow kilka do:
Malinki - Ty jedna nigdy we mnie nie watpilas.
Hotori - swiat sklada sie z nudow i niespodzianek - ja wole te ostatnie :wink:
Maxela - wiem, ze zly {o} wykasowal Twoje peany na moja czesc, ale i tak dzieki. 8)

ps: nie ludzcie sie. ja wiem, ze ten opis Feniksa nie jest szczytem pisarskiego kunsztu - nawet ja sam dostrzegam bledy... ale to jest moja pierwsza dluzsza wypowiedz pisemna od matury :roll:.. po prostu zawsze przemawialy do mnie takie wizje, jak ta, ktora roztoczyla Nan... nie moglem sie powstrzymac... i teraz cierpia niewinni... :twisted:
ale dzieki tak czy inaczej.
dzien dobry. jestem piter i wszystkich lubie.

User avatar
Nan
Hybryda
Posts: 2781
Joined: Sat Jul 12, 2003 6:27 pm
Location: Warszawa

Post by Nan » Tue Oct 21, 2003 7:16 am

Ha, zacznę sobie pochlebiać, Piter :twisted:
I weź tu człowieku poczekaj do piątku... Ale trudno, wytrwam, środek tygodnia nie jest zbyt odpowiedni do czytania takich rzeczy, no i w dodatku będę miała o czym myśleć w sobotę, bo chyba nie zapowiada się arcy-ciekawie...
Image

Post Reply

Who is online

Users browsing this forum: No registered users and 10 guests