Hotaru

Cały Jej Świat (5)

Poprzednia część Wersja do druku

Cały jego świat


Na ten moment Tess Harding czekała długo i cierpliwie.
Stała przed lustrem i z uwagą studiowała swoje odbicie. Dwutygodniowy mały człowiek coraz częściej dawał o sobie znać.
Niestety, tylko człowiek. Kavar może zerwać nawet układ.
Przeklęty Nasedo!!! Jak mógł zdradzić Zana i to w dodatku w jej imieniu! Bez niego wszystko ułożyłoby się doskonale. Nie musiałaby się wtrącać między Liz i Maxa, ani ryzykować, że ich król uświadomi sobie swoją prawdziwą moc i odzyska wspomnienia.
Mogliby nawet nie wiedzieć o jej istnieniu. Ułożyłaby sobie życie od nowa.
Westchnęła. Poprawiła welon, podniosła wiązankę i czekała na pierwsze tony marsza weselnego.

Ani Liz, ani Kyle nie przybyli na ślub. Z paczki zjawili się Michael z Marią i Isabel. Przyszli do kościoła w ostatniej chwili. Stanęli z tyłu, przy ostatniej nawie, jakby chcieli zaraz opuścić uroczystości.
Ceremonia rozpoczęła się.
Ostatni goście zaś modlili się gorąco, by pewna osoba zdążyła...

Tess z ulgą wypowiedziała słowa małżeńskiej przysięgi. Patrzyła na Maxa, który drżącym, niepewnym głosem powtarzał za kapłanem małżeńską przysięgę.
Przyjęła obrączkę od spokojnego już Maxa. Chyba bardziej niż ona przeżywał ich ślub. Miała wielką nadzieję, że nigdy sobie nie przypomni, co zrobiła na ich poprzednim...
Kapłan wypowiedział ostatnią formułę o przeszkodach dla których ten związek nie mógł zostać zawarty...

— Albo niech zamilknie na wieki.
Drzwi świątyni otworzyły się cicho. Do kościoła wszedł Brody w towarzystwie kobiety.

— Nie zgadzam się!
Wszyscy odwrócili się w jej stronę. Była piękna, jasnowłosa i bardzo podobna do rodzeństwa Evansów. Tylko z jej oczu bił chłód. Wpatrywała się w Tess Harding.

— Jakim powodem? – ciszę przerwał pastor. Tess zaczęła się cofać w stronę bocznego wyjścia, ale Michael z Isabel ją przytrzymali.

— Zawarła układ z Kavarem.

— Ona kłamie, Max! Chyba nie wierzysz tej obcej kobiecie?!

— Nei waż się tak mówić o naszej matce! – warknęła Isabel. Państwo Evans spojrzeli zdumieni na siebie. Nie zauważyli cichego kontaktu między matką a synem. Max nagle odzyskał całą pamięć o swoim poprzednim życiu.
Odwrócił się z niedowierzaniem w stronę Tess.

— Więc to ty okazałaś się zdrajczynią... To przez ciebie zginął Alex.
Z galerii zeszli Kyle i Liz. Spojrzała na dziewczynę z niechęcią.

— Ktoś musiał przetłumaczyć Księgę Przeznaczenia. Jej treść jest ważniejsza niż my wszyscy razem wzięci.

— Nie mówi mi o przeznaczeniu.

— Dlaczego. Poświęciłam dla ciebie całe swoje życie, wytrzymałam opiekę Naseda, bo przygotowywał mnie do roli, jaką miałam pełnić zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Ale ty znalazłeś sobie na boku.... gdyby jeszcze miała coś w sobie!!!
Opanowała się. Nagle siłą woli rzuciła Isabel i Michaelem przez kościół. Korzystając z powstałego zamieszana wymknęła się bocznym wyjściem.

— Jakim cudem się tu znalazłaś? – spytał Max matkę kilka godzin później.
Uśmiechnęła się i wskazała na córkę.

— Przyszła do Brodyego, wywołała Lereka... Nie mogliśmy dopuścić, byś po raz drugi został zamordowany na własnym ślubie. Nie muszę mówić, przez kogo?

— Nie. Dziękuję. Nigdy bym się nie dowiedział, że istniały dwie Avy. Wam również! – zwrócił się do siostry i przyjaciele. Isabel spojrzała na brata.

— Myślę, że bardziej na miejscu byłoby przepraszam. Zwłaszcza wobec Liz.

Liz siedziała na tarasie i wpatrywała się w nocne niebo. Max, Isabel i Michael niedługo odlecą, jak tylko odnajdą Tess i dziecko, które zapewne już się urodziło... W końcu od przerwanej ceremonii minęło kilka tygodni.

— Liz?
Wyjrzała na ulicę.

— Cześć Maria. Coś się stało?

— Odlatują nad ranem. Michael i Isabel kazali ci powiedzieć, że masz trzy godziny na pożegnanie się z granolithem. Obiecali, że grota będzie przez ten czas pusta.

Siedziała na podłodze granolithu i wpatrywała się w stożek.

— Odlatujesz... będę dziwnie czuła się bez ciebie. Mój los zawsze ściśle zależał od ciebie. Dałeś życie Maxowi i innym, mnie wizje i wiele gorzkich chwil. Ale były również te szczęśliwe.
Dotknęła czarnej powierzchni czytnika, a potem włożyła wszystkie kule Obcych.

— Wiem, że pozostałych czeka jeszcze długa droga... może i wojna. Opiekuj się nimi. Będzie potrzebna im twoja moc.
Opuściła chwilę później grotę. W pobliżu nie zauważyła nikogo, co było raczej dziwne.
Musiała pocieszyć Marię. Skoro Michael odlatuje bez niej...

— Co z Liz?
Obcy spojrzał na swojego króla.

— Dobrze. Śni o powrocie do domu. Obudzi się za trzy godziny.

— Zawiadomcie mnie, gdy zacznie się budzić! – wrócił na swój fotel niedaleko pilotów.
Obcy odprowadził go wzrokiem. Podobał mu się nowy charakter króla. Nowa narzeczona także.
A może przede wszystkim?
Był pewien, że jego pobratymcom również przypadnie do gustu...
O czym przekonał się kilkadziesiąt godzin później.


Poprzednia część Wersja do druku